Jan Kozielewski - bo takie było jego prawdziwe nazwisko urodził się w 1914 roku. Łódź była brzydka i śmierdząca - twierdził - do tego Polacy stanowili ledwie połowę jej ludności, byli co najwyżej jakimiś robotnikami, nikim ważnym. Przeważali Żydzi i Niemcy. Wychował się w starej czynszówie przy na Kilińskiego, wszyscy jego sąsiedzi byli Żydami.
W gimnazjum szybko się z nimi zaprzyjaźnił: on douczał ich historii i języka polskiego, oni za niego uczyli się matematyki, fizyki, chemii. Tak, poprzez dzieciństwo spędzone w Łodzi, ukształtował swój stosunek do Żydów. Studia prawnicze i dypomatyczne kończył we Lwowie i tam po raz pierwszy zetknął się z ich eksterminacją. Wspominał swojego kolegę, który zawsze stawał w obronie Żydów - Otóż ja taki nie byłem - mówił - ja się bałem... że mi pokancerują gębę, że nie będę atrakcyjny, bo ja byłem zawsze ładny!
W 1939 Kozielewski został zatrudniony w MSZ, po wybuchu wojny dostał się do niewoli sowieckiej, z której fortelem dostał się do niemieckiej, z której uciekł i rozpoczął działalność konspiracyjną. Został kurierem Polskiego Państwa Podziemnego ps "Witold" i emisariuszem politycznym Rządu Polskiego na uchodźstwie.
Podczas gdy wszyscy bardzo drogo płacili za to, żeby wydostać się z warszawskiego getta, on dwukrotnie przenikał w przeciwnym kierunku. Obserwował. Był też w przebraniu niemieckiego strażnika w ostatnim przystanku w drodze Żydów do obozu zagłady w Bełżcu - w Izbicy. Ryzykował dekonspirację i życie, by obserwować.
W 1942 roku wyruszył do Londynu, by poinformować świat o tym, co zobaczył, a czego alianci od 3 lat nie chcieli widzieć. Mówił, pisał, opowiadał, relacjonował, prosił - na nic. Ludzie mu nie wierzyli. Prezydenta Roosewelta bardziej w okupowanej Polsce interesował los koni!
Ludzie zmienili zdanie dopiero w 1945, kiedy amerykańskie, radzieckie i polskie wojsko wyzwalało kolejne obozy masowej zagłady. Wtedy świat uwierzył Karskiemu, polskiemu Rządowi, wtedy doceniono misję polskich kurierów. Wtedy, kiedy na ratunek dla 7 milionów istnień ludzkich było już za późno.
W 1982 Jan Karski otrzymał tytuł "Sprawiedliwego wśród Narodów Świata", posadził drzewko w Yad Vashem, w 1994 został honorowym obywatelem Izraela, rok później otrzymał najwyższe polskie odznaczenie - Order Orła Białego. Największe światowe uczelnie przyznały mu doktoraty honoris causa, a w 1998 został nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla. Kiedy zmarł w 2000 roku, amerykański Newsweek okrzyknął go jedną z najwybitniejszych postaci XX wieku.
Nie dla zaszczytów jednak był kurierem, ale dla ratowania ludzi. Dla ratowania tych milionów, których się uratować nie udało. Dla pokazania współczesnemu światu, czym tak naprawdę była polityka międzynarodowa aliantów. Dlatego, żeby to się już nigdy więcej ludzkości nie przydarzyło...
Nie miało tu sensu opowiadanie o okropnościach holocaustu, bo o nich już dzisiaj każdy wie; wielu zapomina tylko o Narratorze. A przy okazji uczczenia Jego pamięci, warto zastanowić się nad znaczeniem pojęcia tolerancji - czy to sztuczne, ukłute z czystej poprawności politycznej pojęcie ma dzisiaj cokolwiek wspólnego z prawdziwą wielokulturowością...
Gloria Victis
Kolejne miejsce obciążone ideologicznie, ale pamiętajcie - nie ładne!