Oto miejsce, które chcę Tobie pokazać.
Las Dębrzyna to miejsce, o którym się nie mówi. Budzi strach i wstyd. Po zakończeniu II Wojny Światowej był niemym świadkiem zbrodni, które Polacy wyrządzali swoim rodakom wracającym do domu z robót przymusowych w Niemczech. Informacji o haniebnych czynach praktycznie nie ma. Pozostały jedynie w pamięci osób, które widziały je na własne oczy.
Mroczne opowieści o lasku położonym kilka kilometrów od Przeworska na Podkarpaciu krążyły od bardzo dawna. Dokładnie setek lat. Tak jakby to miejsce od zawsze było przeklęte. Na terenie wsi Grzęska archeolodzy odkryli cmentarzysko popielnicowe z II wieku. "W pobliskim lesie zwanym Dębrzyna średniowieczni poganie posiadali miejsce pogańskiego kultu, do modlitw i składania ofiar, których pozostałością jest kamień ofiarny" – podaje Wikipedia.
Na portalu Nowiny24 jest z kolei relacja cyklisty, który jest przekonany, że widział tam coś diabelskiego. "Wysportowany, w sile wieku, trzeźwo patrzy na otaczający go świat. Ale o przygodzie w Dębrzynie, małym lasku na obrzeżach podprzeworskiej Grzęski nie potrafi racjonalnie myśleć. Uważa, że widział tam... sabat, ubranych w czarne skóry mężczyzn. - To nie byli jacyś tam motocykliści czy gówniarze bawiący się w satanistów. To było coś paranormalnego. Czułem się tak, jakbym otarł się o śmierć - tłumaczy wyraźnie przejęty".
Upiorne legendy o Dębrzynie, które można opowiadać przy ognisku, mają się nijak do przerażających wydarzeń toczących się stosunkowo niedawno, bo w latach 40. i 50. ubiegłego wieku. Nadają się na scenariusz do kolejnego dramatu wojennego Wojciecha Smarzowskiego (okoliczności przypominają nieco jego "Różę") lub innego niepokornego reżysera, który nie boi się odkrywać również tych niechlubnych kart historii naszego narodu. A ta jest jedną z najgorszych.
Na razie powstał półgodzinny dokument "Wielki strach" będący "społeczną pamięcią mordów". To świadectwa osób, które dorastały w tamtych czasach i okolicach. – Gdyby to Niemiec zrobił, czy Rusek, to by było co innego, a Polak Polakowi? – mówi łamiącym się głosem jeden z bohaterów.
Po okupacji w wielu miejscach naszego kraju panowała istna anarchia i bezprawie. Bieda, naznaczenie okrucieństwem wojny i brak struktur państwowych, a co za tym idzie służb mundurowych, wyciągał z ludzi demony. Tak właśnie było w okolicach Przeworska. Polacy wracający z robót przymusowych przywozili ze sobą niewielkie pieniądze i inne fanty, które stawały się łupem ich rodaków. Napadali na pociągi, grabili walizki, a ich właścicieli mordowali - przez powieszenie lub rozstrzelanie w lesie.
Uważa, że duża część napastników pracowała na kolei, dlatego łatwiej im było puścić pociąg na boczny tor i tam go przytrzymać z pasażerami. – Kiedy ich obrabowali, puszczali semafor i jechali dalej – mówi. I wylicza okoliczne wsie (Grzęska, Gorliczyna, Świętoniowa), gdzie połowa mieszkańców była kolejarzami.
– W tej chwili boję się tam chodzić, a wychowywałam się tam 21 lat. Mam taki jakiś uraz - mówi kobieta ze łzami w oczach. Druga jako dziecko widziała zwłoki nagiego mężczyzny w krzakach. Rodzice zarzekali się, że to opalający się człowiek. Kiedy dzieciaki bawiąc się w lesie znalazły czaszkę i kości, przekonywano je, że należą do jakiejś dzikiej zwierzyny.
Bandyci nie zawsze napadali na swoich dawnych sąsiadów. Jeden z bohaterów dokumentu opowiada o mężczyźnie, który wrzucił do studni kobietę, wcześniej okradając ją z walizki. Myślał, że zginie na miejscu. – Jeszcze przez długi czas ta dziewczyna męczyła się i jęczała w tej studni. "Walizkowiec" przyszedł do domu i zaczął sprawdzać, co jest w tej walizce, jakie majątki dziewczyna przywiozła. W pewnym momencie wypadły zdjęcia. Okazało się, że to jego córka – wspomina.
Starsi mieszkańcy wiosek wiedzieli, co się dzieje w lesie, ale panowała zmowa milczenia. Ludzie bali się donosić na uzbrojonych sąsiadów. Zwłaszcza, że ci grozili "kapusiom" śmiercią.
Co z mordercami? Pamięć po nich pewnie umrze wraz ze świadkami. Nigdy nie zostali ujawnieni, nie ponieśli zatem żadnej kary. Ich ofiary pozostały w większości bezimienne. Nie dawały znaku, że wracają do domu, więc nikt na nie nie czekał. Rodziny nie spodziewały się, że kiedykolwiek wrócą z wojny.
Ich szczątki wciąż spoczywają w lesie Dębrzyna...
Źródło tekstu: natemat.pl
O skrzynce:
Skrzynka to pojemnik, maskowany leśnie. Kordy wskazują miejsce ukrycia. Być może są niedokładne dlatego zamieszczam podpowiedź gdzie szukać.
Zostaw po sobie skrzynkę ukrytą tak, jak była przed Twoim podjęciem jej.
W środku jest logbook i ołówek, certy dla znalazców i na początku geokrecik.
Pod pomnik można dotrzeć pieszo, rowerem a także samochodem.