Siedziba Gestapo, a później Urzędu Bezpieczeństwa -
Na sam pierw sprostowuję mylącą nazwę
(ach te przysłowia - nijak się mają do rzeczywistości): otóż w latach 1939-1945 była tu właściwie paszcza wilka, a w 1945-1956 ta niewielka przestrzeń między sierpem a młotem. Co to oznacza? Spieszę wyjaśnić:
Na początku było normalnie. Była tu szkoła, uczono dzieci:
Kto ty jesteś?
Polak mały...
Później nastąpił wojenny chaos i wujek Adolf posprzątał go po swojemu. Odtąd za bycie Polakiem dostawało się co najmniej po pupie. Poza tym wujcio zlikwidował szkołę, a na jej miejscu rozlokował Gestapo. Panowie w czarnych skórzanych płaszczach wyglądali fajniej niż przedwojenni nauczyciele!
Gestapo zajmowało się polowaniem na bandytów z Armii Krajowej. Aresztowało ludzi i przywoziło właśnie tutaj, a następnie przesłuchiwało. Przy przesłuchaniach torturowano więźniów i katowano na śmierć. Tu była łódzka centrala, jak na Szucha w Warszawie - stąd raczej żywym się nie wychodziło.
19 stycznia 1945 bratnia Armia Czerwona przepędziła Niemców. Tegoż dnia rozwiązał się Zapluty Karzeł Reakcji. Również tego samego dnia, dwa lata później odbyły się pierwsze po wojnie prawie wolne wybory do sejmu, w których - zgodnie z jedynie słuszną linią - głosowano na komunistów. Tzn. prawie nikt na nich nie głosował, ale i tak wygrali.
Kiedy nastał wujek Józek, z budynku wyniosło się Gestapo, a że komunizm nie ma absolutnie NIC wspólnego z nazizmem, zastąpił je Urząd Bezpieczeństwa. Ubecja też aresztowała podejrzany element, tutaj więziła i przesłuchiwała, ale - jako że - komunizm nie ma absolutnie NIC wspólnego z nazizmem - nie katowała już więźniów. Owszem, trochę ich tam szturchano - ale nikogo już nie katowano na śmierć - sami umierali...
Wprawdzie szkoły nadal w tym budynku nie było, ale znów można było uczyć się prawie jak dawniej:
Jaki znak twój?
Orzeł Biały. Tylko koronę mu zakosili...
W 1953 umarł wujek Józek, w 1956 jakaś zadyma była w Budapeszcie i u nas przy okazji trochę wyluzowali. Szkoła wróciła na swoje miejsce. Uczono dzieci jak dawniej, tylko troszkę inaczej. Historię nieco czarowano, ale kto by lubił historię? Dopiero w 1989 jeden wąsaty elektryk palnął pięścią w Okrągły Stół. Odtąd znowu dzieci uczą się po ludzku:
Gdzie ty mieszkasz?
Między swemi.
W jakim kraju?
W Polskiej Ziemi...
Na budynku są tablice pamiątkowe, a naprzeciw niego powstaje pomnik upamiętniający tych, którzy oddali tu życie za to, Żeby Polska była Polską. Tylko ponad tymi kamiennymi tablicami nadal wisi taka mała metalowa z dawną nazwą ulicy: 19 Stycznia...
Gloria Victis
Cache ponownie reaktywowany. Dokładnie tam, gdzie wskazują wspólrzędne. A co do reaktywacji...
Idę na miejsce akcji, a tam stoi sobie dziadek. Czekałem dyskretnie aż sobie pójdzie, ale się nie doczekałem, więc podszedłem - myślę sobie, stanę perfidnie obok, to ucieknie. Nie uciekł.
Powiedział, że w czasie wojny cała ta ulica była zamknięta i silnie strzeżona, bo mieszkały tam hitlerowskie szychy. Tam, gdzie w tej chwili jest przychodnia, stał tak samo niewielki budynek, w którym mieszkał sam SS-Obersturmbannfuhrer dr Otto Brandfisch - nadburmistrz Łodzi i zarazem największy z jej katów.
Od słowa do słowa, okazało się, że ów dziadek był kiedyś lokatorem budynku przy Anstadta. Drapnęli go za to, że nie chciał pracować dla Niemców. Miał wtedy 16 lat i uparcie się opierał. Pamiątkę ma do tej pory - na Anstadta 7 stracił wszystkie zęby. Nie wyrywano mu ich, tylko wybijano po kolei. Za to wyszedł stamtąd żywy.
Wywieziono go do Mauthausen, gdzie jakimś cudem doczekał wyzwolenia. W dniu, gdy go wypuszczono i stanął przed klatką z Niemcami, przestał być nagle głodny, schorowany i wymęczony; miał ochotę tylko na jedno - pociągnąć ich wszystkich serią z pepeszy...
Przeszło mu po pół roku. Na moje pytanie, jak im to wybaczyć, odpowiedział z płaczem, że nie ma na to szans. Dodał tylko, że był niedawno w Niemczech, nie miał już ochoty nikogo zabijać, żyło mu się z nimi normalnie. Tylko do każdej napotkanej twarzy dopasowywał podświadomie hitlerowską czapkę wojskową. Do każdej twarzy pasowała idealnie...
To są słowa przypadkowo spotkanego dziś w tym miejscu dziadka - mam nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko temu, że je tu przytoczyłem. Stał tam z godzinę przed tym pomnikiem w ulewnym deszczu, płakał i opowiadał to wszystko obcemu mężczyźnie, który mókł tak samo, jak on i nawet tego nie zauważył.