Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy jest smutek człowieczy
Leśniczy odszedł i chodzi po zrębie, przełażąc przez leżące kłody poległych drzew. Rozmawia ze swoimi robotnikami. Coś tam tłumaczy i pokazuje ręką. Przewieszona przez ramię dynda mu fuzja. „Biorę zawsze flintę, bo a nuż coś wyskoczy na strzał” — powiedział mi, kiedy szliśmy na zrąb. „No i kłusownicy. Będzie dwa lata, zabili gajowego z Czerniawy. Sąsiednia wieś, ale już nie nasze nadleśnictwo. I przez te dwa lata teraz był spokój. Bali się. Ale teraz znowu podnoszą głowy. Parę razy już słyszałem strzały w lesie. Nie strzelali moi gajowi, bo ich pytałem. Myśliwi też nie, bo o wszystkich polowaniach na moim rewirze i w okolicy ja wiem. O, z kłusownikami to nie ma żartów. Natrafią daleko w lesie na kogoś z naszych, ze służby, ale i niekoniecznie ze służby, to zastrzelą człowieka jak psa. Ze strachu. Żeby nie być rozpoznanym. Bo są bardzo duże kary na kłusowników”.
(E. Stachura, „Siekierezada albo Zima leśnych ludzi”)
Współrzędne wskazują z grubsza część lasu, w której należy prowadzić poszukiwania. Dokładne miejsce ukrycia poznasz, rozwiązując poniższą łamigłówkę. Powodzenia.