W tym miejscu, które zaznaczyłem skrzynką, nie ma nic ciekawego do obejrzenia. Ale właściwie o to chyba chodzi; żeby zobaczyć, przekonać się, że nic tu już nie ma, a miejsce, które przez co najmniej dwa stulecia było miejscem pamięci zmarłych, nagle przestało istnieć.
Cóż, taka kolej rzeczy. Historia biegnie do przodu, nie lubi się oglądać, ale lubi się powtarzać. Dlatego warto czasami przystanąć i spróbować złapać jednego z ducha tamtych tragicznych czasów. Po co? A to już niech każdy sobie odpowie.
Portal https://sztetl.org.pl sugeruje, że w Turobinie były dwa cmentarze żydowskie: stary i nowy. Ale jest to wątpliwe. Wikipedia też skłania się ku temu, że cmentarz był jeden, bo opis starego i nowego jest ten sam. Nawet patrząc na mapy, chociażby te, które zamieściłem poniżej, widać, że cmentarz był tylko jeden.
Za sztetl.org.pl:
(…) cmentarz żydowski w Turobinie został założony na obrzeżach miasta być może już na początku XVII w. Ostatni pochówek odbył się tu w 1941 r. Podczas II wojny światowej kirkut został całkowicie zdewastowany, a pochodzące stąd macewy zostały użyte jako materiał służący do utwardzania dróg i chodników. W 1994 r. udało się odnaleźć kilka kamiennych nagrobków pochodzących z przełomu XIX/XX w., dekorowanych, z zachowanymi inskrypcjami w języku hebrajskim. Obecnie teren cmentarza jest wykorzystywany jako pole uprawne.
Skrzynka to mikro pojemnik PET schowany w jedynym charakterystycznym miejscu. Można śmiało założyć, że to miejsce to zachodnia krawędź byłego cmentarza.
Weźcie coś do pisania.