Świadkowie Powstania Warszawskiego
Jest to mini seria umieszczona w przypadkowym miejscu, ma na celu przybliżyć wam Powstanie Warszawskie widziane oczami jego Bohaterów.
Seria powstała dzięki pomocy Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944 które udostępniło relacje świadków wykorzystane w opisach.
Dziękujemy.
Barbara Bobrownicka-Fricze
ps. "Oleńka", "Baśka Wilta", "Wilia"
st. sierżant Armii Krajowej
zgrupowanie "Róg" ze Starego Miasta,
batalion "Bończa" 101 kompania
jeniec nr 141503, Stalag VI-C Oberlangen
...Muszę trochę cofnąć się w czasie. Myślałam, że nigdy o tym nie napiszę, że przecież nie ma takich słów w żadnej mowie na świecie, które by się do tego nadawały. Nie mogę pozbyć się tamtych obrazów. Może mi ulży, jak napiszę. Wracam do dnia trzynastego sierpnia. Słonecznie. Jedna z sanitariuszek wpada na kwaterę. Czołg na Rynku zdobyty, wybiegamy. Jedzie. Ludzie w jednej chwili rozebrali barykadę, jakby ją zdmuchnęło. Przejechał. Barykada wróciła na swoje miejsce. Wszyscy się cieszą. Wracamy na kwaterę. Zachwiały się mury. Znamy i rozróżniamy bezbłędnie detonacje. Co to było? Wstrząsający huk. Ziemia przyniosła ku nam drżenie, powietrze tłoczy się w uszy. Co to? Nie ma odpowiedzi. Wybiegamy. Dachy, kontury domów zatonęły w gęstych dymach. Biegnę, może jesteśmy potrzebne? Jeszcze nie doszłam na miejsce wypadku, a już wiem. Czołg wyleciał w powietrze. Bomba zegarowa wewnątrz. Wypadek na Kilińskiego - tam nasz sanitariat. Wracam po nosze. Biegniemy. Co za widok! Nie sposób uwierzyć. Kurczę się ze zgrozy. Idziemy jak lunatyczki w oparach krwi, w osiadających pyłach zwalonych murów. Co za znienawidzony zapach, nie można się od niego uwolnić. Przed nami masa ludzkich ciał. Walające się nogi, ręce, kawałki ludzkiego ciała, krew, mózg w pyle i kurzu. Jęki, drgania rannych, rzężenie konających. Kałuże krwi wsiąkają w gruzy. Chłopcy bladzi z bronią pilnują porządku. Straszny jęk... Krew, coraz więcej krwi, całe kałuże wsiąkają w gruzy. Krew na ścianach okolicznych budynków, z których przed chwilą odleciał tynk. I cały czas ten duszący, słodki zapach krwi- tego nie można wytrzymać. Nie wolno patrzeć oczom, bo wszędzie zgroza, bo w oknach strzępy ludzi, bo nogi ślizgają się w mózgu, wnętrznościach. Nie wolno słuchać, bo jęki wydobywające się z tej góry poszarpanych ludzi są nie do pojęcia, nie do przyjęcia, bo może się wydawać, że one wydobywają się z naszego wnętrza, z jakiejś nadludzkiej niepojętej grozy. Chodzimy prawie jak lunatyczki, pracujemy jak automaty. Co znaczy nasza pomoc. Wygrzebani spośród szczątków ranni, odnoszeni do szpitala, leżą w długich kolejkach do sali, do stołu operacyjnego. Ilu doczeka. Lekarze pracują bez wytchnienia już tylko przy świecach, bo wybuch czołgu zniszczył przewody elektryczne. Ilu rannych doczeka się swojej kolejki. Ile z tych dzieci, które cichutkie i blade leżą na ziemi. One nawet nie jęczą, nie płaczą. A może już nie żyją. Co za straszne rany. Tuż obok rannego bez nogi, leży człowiek - cały. Prędko. Obie nogi i ręce, nie widać obrażeń. Podchodzę, bo może... czyż może być jeszcze choćby iskierka nadziei? W pustej czaszce krwawe oczodoły, wyszczerzone zęby. Ogarnia mnie jakaś zbawcza tępota, przestaję myśleć, przestaję istnieć. I to jest chyba ratunek. Muszę się przecież jakoś ratować. Nie ma żadnych ludzkich uczuć: ani strachu, ani odwagi - całkowita bezwola. Z przyzwyczajenia dźwigam nosze. Toruję sobie drogę głosem, mówię do ludzi, których widzę i nie widzę. I tylko zbawienne poczucie obowiązku. Po iluś tam godzinach powrót na kwaterę. Obolałe członki, szum w głowie. Nie wolno sobie pozwolić na rozluźnienie. Bo one przecież także - moje dziewczęta. Rozkazuję im jeść kolację. Bronią się. Ale ja wiem, którymś tam podszeptem natury, że nie wolno mi ustąpić. Sama jem kolację. I chociaż to było tak niedawno, nie pamiętam, co mogłyśmy jeść. Ale najważniejsze w tamtej chwili było pokonanie siebie. I nie było ani jednej łzy, ani jednej skargi. I poszłyśmy spać i zasnęłyśmy...
Źrodłó :http://www.sppw1944.org/