Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy
Musisz być zalogowany, by wpisywać się do logu i dokonywać operacji na skrzynce.
stats
Zobacz statystykę skrzynki
ŚPW#1 "StaBar" - OP8WYA
Właściciel: Katniss_81
Zaloguj się, by zobaczyć współrzędne.
Wysokość: 204 m n.p.m.
 Województwo: Polska > podkarpackie
Typ skrzynki: Tradycyjna
Wielkość: Mikro
Status: Gotowa do szukania
Data ukrycia: 08-08-2018
Data utworzenia: 07-11-2018
Data opublikowania: 11-11-2018
Ostatnio zmodyfikowano: 11-11-2018
16x znaleziona
1x nieznaleziona
0 komentarze
watchers 0 obserwatorów
31 odwiedzających
10 x oceniona
Oceniona jako: znakomita
Musisz się zalogować,
aby zobaczyć współrzędne oraz
mapę lokalizacji skrzynki
Atrybuty skrzynki

Można zabrać dzieci  Dostępna rowerem  Szybka skrzynka  Weź coś do pisania 

Zapoznaj się z opisem atrybutów OC.
Opis PL

                            Świadkowie Powstania Warszawskiego

 

Jest to mini seria umieszczona w przypadkowym miejscu, ma na celu przybliżyć wam Powstanie Warszawskie widziane oczami jego Bohaterów.
Seria powstała dzięki pomocy Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944 które udostępniło relacje świadków wykorzystane w opisach.

                                                                             Dziękujemy.

 

Leonard Zygmunt Baranowski ps"StaBar"

ur. 07.07.1920 r. w Warszawie

starszy strzelec Armii Krajowej 

pułk Armii Krajowej "Baszta"

kompania O-3, batalion "Olza"

nr jen. 22193

 

"...Jest dzień 26 września 1944 r. Bronimy się przed Niemcami na niewielkim obszarze Mokotowa, pomiędzy ulicami Puławską, Ursynowską, Niepodległości i Szustra. W jakiejś kamienicy przespałem się z kilkoma kolegami w nocy z 25 na 26 września.
         Rano 26 września zostaliśmy obudzeni, a dowódca naszej Kompanii - porucznik "Ludwik" ( ....... ) daje mi polecenie, abym jako dowódca siedmio-osobowego patrolu (drużyny) udał się w kierunku ul. Niepodległości, gdzie w rowie obronnym znajduje się grupa żołnierzy, broniąca się przed atakiem Niemców od Zachodu. Mamy bronić tego ważnego odcinka tak długo jak się da.
         Zostaliśmy zaopatrzeni w broń a nasz "kochany" dowódca por. "Ludwik" żegnał nas częstując każdego wódką w łyżce wazowej. Wódka była w dużym garnku. Do wypitej wódki każdemu wręczał kawałek chleba i dość pokaźną porcję boczku. Koledzy wypili i zjedli boczek.
         W duchu śmiałem się z tego ( ....... ) por. "Ludwika", który żegnał nas słowami:
         - "Chłopcy trzymajcie się za wszelką cenę, co najmniej 24 godziny. Jest porozumienie z Rosjanami, którzy nam pomogą odeprzeć Niemców".
         Z ochotą ruszyliśmy na wskazane miejsce.

         Był chłodny ale pogodny dzień. Na tym odcinku ul. Niepodległości był to jedyny punkt oporu. Po półgodzinnym marszu dotarliśmy do rowu wykopanego wzdłuż Niepodległości. Rów był głęboki na 3 m i szeroki ok. 2 m. W rowie zastaliśmy skulonych kilku powstańców, nie pamiętam z jakiej kompanii. Dowódcą tych żołnierzy był kapral podchorąży Krakowiak ("Donat" lub "Zygmunt"), mój kolega z Politechniki Warszawskiej. Uściskaliśmy się. On miał aparat fotograficzny i robił zdjęcia. Już raz go spotkałem, w drugim dniu powstania, w budynku na rogu Odyńca i Niepodległości zwanym później "Alkazarem"; o tych działaniach wojennych napiszę w innym miejscu.
         Ten rów obronny, wykopany wielkim wysiłkiem powstańców, był beznadziejny, świadczący o głupocie dowódców. Jak się stało w rowie, to nie było nic widać. Szybko wykopaliśmy wgłębienia w zachodnim boku rowu, aby zobaczyć przedpole. Rów był tak głupio wykonany, że co 30-40 m była przerwa nienaruszonego gruntu o szerokości ok. 2-3 m. W tej nienaruszonej przerwie wykopany był tunel taki, aby człowiek na czworakach mógł przeczołgać się do dalszej części wykopu. Jak to zobaczyłem, to zacząłem się śmiać.
         Krakowiak objaśnił, że w razie potrzeby górą można po takiej przerwie przejść na drugą stronę rowu, nie wchodząc do głębokiego rowu. Tunelikami trzeba się czołgać, bo obecnie Niemcy strzelają jak się ktoś pokaże na górze. Powiedziałem Krakowiakowi, że ja przeskoczę górą i Niemcy mnie nie trafią. Opierając się rękami przeskoczyłem górą przegrodę i rzeczywiście Niemiec posłał serię z karabinu maszynowego, ale mnie nie trafił. Tę sztukę zrobiłem kilka razy i Niemcowi nie udało się mnie trafić.
         Po krótkiej wymianie ognia, my z karabinów oni z broni maszynowej, siedzieliśmy sobie spokojnie w rowie opowiadając przeżycia z ostatnich walk. Około 13 lub 14-tej Niemcy rozpoczęli gwałtowny atak ogniem maszynowym a na przedpolu pojawiły się czołgi. Jeden z nich wjechał na przerwę w rowie i ostrzeliwał nas od tyłu z lewej strony. Wysunąłem się z rowu, aby popatrzeć co się dzieje, a tu za czołgami zbliżają się Niemcy. Wzywam kolegów z grupy Krakowiaka, aby ten co miał pancerszreka wylazł z rowu. Patrzę a tu nie ma z nich ani jednego - uciekli. Został tylko mój patrol z dwoma KBK, pistoletem maszynowym i dwoma pistoletami.
         Czołg z lewej strony już zmierzał w naszym kierunku. Nie było na co czekać. Postanowiłem wycofać się z moimi chłopcami. Przy straszliwym ostrzale z karabinów maszynowych czołgaliśmy się tak ze sto może więcej metrów. Pociski padały metr lub mniej przed nami albo z tyłu. Kto się kiedyś pod takim ogniem wycofywał, to wie jak to jest. Na chwilę Niemcy zmienili kierunek obstrzału, co pozwoliło nam przeskoczyć parę metrów w pozycji pochylonej. Jak zaczęli znów do nas strzelać to byliśmy już w kartofliskach. I tak czołgając się dobrnęliśmy do zabudowań.
         W "odziedziczonym" patrolu byli ze mną st. strz. "Kudy" - Tadeusz Pilitowski, strz. "Józef" - Zdzisław Iwanowski i trzech innych, których nazwisk nie pamiętam. Gdy dotarliśmy do ul. Bałuckiego panował ogromny rozgardiasz. Pełno żołnierzy uzbrojonych po zęby. "Kudy", "Józef" i inni poszli szukać kompanii i dowódcy "Ludwika".
         Ja z rozpaczą patrzyłem na to zbiegowisko. Ogromna liczba żołnierzy tłoczyła się wokół włazu do kanalizacji. Służbę przy włazie na ul. Szustra pełnili oczywiście uzbrojeni po zęby żołnierze żandarmerii. Kontrolowali przepustki decydujące o kolejności wejścia do włazu, wydane przez dowództwo pułku. Niektórzy chcieli się dostać bez przepustek, po znajomości lub na grandę. Wynikały awantury. Każdy miał broń, więc jeden drugiego się nie bał.
         Stałem smutny i nie mogłem pojąć, co to za żołnierz, obrońca Ojczyzny, który jak tchórz włazi do włazu do kanału z cieczą gównianą, byle uciec od obronnej walki na śmierć i życie. Do kanału wpuszczali najpierw rannych a potem poszczególne oddziały. Piski, krzyki, obrzydlistwo. Dowiedziałem się od stojących obok, że do tego włazu już od kilku dni włazili uciekinierzy - tchórze i jak się później dowiedziałem sam dowódca pułku "Daniel" też zwiał kanałami do Śródmieścia. Nie mogłem na to patrzeć. Jakie to obrzydliwe patrzeć jak śmierdzący tchórze uciekają gównianą drogą do wolnego jeszcze Śródmieścia..."

Źródło: http://www.sppw1944.org/

Dodatkowe informacje
Musisz być zalogowany, aby zobaczyć dodatkowe informacje.