Oj, dobrze się mają flisacy w Pieninach, oj, dobrze... W sezonie tratwa ciśnie za tratwą, a samo stowarzyszenie zrzesza blisko 500 flisaków, roboty zatem nie brakuje. Podczas rodzinnych wakacji nie omieszkałem skorzystać z tej atrakcji i - nie żałuję. Świetna perspektywa dla bajecznych widoków i podziwiania majestatu Pienin, a jeszcze trafił nam się nad wyraz wygadany i pozytywny sterownik, toteż treściwie i wesoło było na całej trasie aż do Krościenka. Dowiedziałem się między innymi, że dawniej flisacy spławiali drewno aż do Bałtyku - za każdy taki rejs flisak dostawał muszelkę, którą przypinał sobie do kapelusza. Im bardziej doświadczony był i majętny, tym więcej muszelek zdobiło jego nakrycie głowy. To były czasy - dziś za muszelkę to nawet od brzegu nie odbijecie...
Keszyk drajwinowy, umiejscowiony na skraju parkingu przy głównym starcie spływu tratwami. W sumie można go podjąć nawet w pełni sezonu w środku dnia, ale tylko i wyłącznie pod warunkiem, że potraficie w takich warunkach zachować konspirację i nie spalić miejscówki. W sezonie najlepiej jednak wpadać tu między wieczorem a powiedzmy 7 rano, wtedy jest komfortowo i bezstresowo, stąd księżycowy atrybut. Powodzenia!