Stary dom, przedwojenny. W zasadzie można powiedzieć ruina. Funkcje użytkowe właściwie żadne, chociaż kilku lokatorów jeszcze tu mieszka. No przepraszam, działa tu serwis sprzętu elektronicznego. Właściwie nie wiadomo dlaczego nadal stoi, bo w każdej chwili może się po prostu rozsypać. Tym bardziej, że po sąsiedzku powstaje nowy, nowoczesny budynek.
Większość ludzi przechodzi koło takich domów kręcąc nosem z niesmakiem. Ale warto czasami się zatrzymać i przyjżeć kilku szczegółom.
Już na początku uwagę zwraca brama z półkolistym wykończeniem góry. Robiono tak, by na podwórze mogły wjeżdżać wozy konne z dobytkiem przeprowadzających się ludzi. Takie wozy trochę przypominały te, które znamy z westernów i to właśnie tłumaczy kształt bramy. U podstawy metalowe odbojniki - fajnie, że nikt ich jeszcze na złom nie wywiózł. Wrota bramy z resztkami secesyjnnych wzorków. Kto na to dziś patrzy?
W podwórku wychodek, teraz wiadomo dlaczego tak został nazwany. Dwie kabiny na takie gmaszysko, chyba mało. Można za to było sobie pogadać przy okazji :-)
Warto jeszcze zerknąć na górę. Jedna z klatek schodowych została uszkodzona przez bombę w czasie nalotu podczas wojny. Łatwiej było zakończyć kikut dachem, niż go odbudować, i tak zostało na lata... do dziś.
Konstrukcja budynku jest w wielu miejscach pościągana metalowymi klamrami, co nie świadczy dobrze o kondycji całości. Ile jeszcze będzie tu stał? Chyba nie za długo, więc póki co wygarniajcie mikrokeszyk-magnetic, który jest przy zabytowej-niezabytkowej studzience - kraniku. Zwróćcie uwagę na ozdobę w kształcie muszli. Się komuś chciało robić coś takiego...