Legendy okolic Czempinia
#7 - Prawdziwa opowieść
Pociąg osobowy z Leszna do Poznania jechał bardzo powoli, zatrzymując się długo na każdej stacji. Nie zwracając uwagi na to, że zapada zmrok, a cienie nocy rozpościerają się nad uroczym krajobrazem, jadąca tym pociągiem młoda Cyganka, nie odczuwała niepokoju, że resztę drogi z Oborzysk do Czempinia przyjdzie jej przejść pieszo. Mała stacyjka obok ciemnego lasu i ta sapiąca lokomotywa napawały jednak strachem i obawą. Dochodziła godzina 21, z nieba mżył drobny deszcz, ciemność zapadającej nocy rysowała się podstępnie i ta tajemnicza otchłań tchnęła przerażeniem. Na malutkiej stacyjne, prócz zawiadowcy i telegrafisty w jednej osobie oraz dróżnika – nie było żywej duszy. Cyganka spytała dróżnika jak daleko jest do następnej stacji. Ten podrapał się po głowie, pomyślał i odrzekł, że będzie dobrych pięć kilometrów przez las, a do tego błotnista, polna droga. Pytała więc o możliwość podwiezienia jej, ale niestety – ani zawiadowca, ani dróżnik nie mogli spełnić jej prośby. Poradzili jej, aby zaczekała do rana. Cyganka jednak grzecznie podziękowała, opięła szczelnie swój gumowy płaszcz i zapytała jeszcze raz o powrotną drogę Mężczyźni nie mogli uwierzyć swoim uszom:
- Pani chce iść o tej porze przez las, gdzie grasują bandyci i złodzieje?
- Idę! – odpowiedziała kobieta.
Obaj próbowali wyperswadować ten plan kobiecie, tłumacząc grożące jej niebezpieczeństwa, że mogą napaść, obrabować i nie daj Boże coś gorszego zrobić! Lecz Cyganka tylko uśmiechnęła się zagadkowo i powiedziała:
- Nie mnie!
Kolejarze chcą nadal protestować, otwierają usta… ale nie mogą z nich wydobyć ani słowa! Przed nimi bowiem zamiast smukłej i eleganckiej panny, stała stara i pomarszczona baba z tobołkiem na plecach i kosturem w ręku. Raptem i ona znikłą. Przed nimi próżnia, za to obydwaj odczuwają dziki i nieopanowany strach.
Dróżnik zrobił znak krzyża, zawiadowca przetarł ręką zwilgotniałe od ziemnego potu czoło i skierowali się do swoich obowiązków.
Tymczasem kobieta odważnie zapuściła się w głąb lasu, a w lesie ciemność nieprzejednana, utrudniająca drogę. Gałęzie krzewów smagają ją po twarzy, drapią po rękach, nogi grzęzną w miękkim błocie. Nagle od pnia drzewa odrywają się dwa wysokie cienie i idą za nią. Kobieta słyszy przyciszone, czające się za nią kroki grzęznące w błocie i zduszone oddechy. Cyganka nie zatrzymuje się i idzie dalej, przyciskając silnie ręką rozdygotane strachem serce, a drugą gruby kostuch.
Nagle wysoki cień zabiega jej drogę i lampką świeci prosto w oczy oślepiając ją. Cyganka cofa się gwałtownie, ale jednocześnie rozlega się szyderczy śmiech jej przyszłych oprawców. W kręgu światła latarki – puste miejsce – kobieta zniknęła… Światełko latarki migoce dookoła, lecz Cyganki ani śladu! Drugi drab robi to samo i również bezskutecznie. Tchórze zlękli się i rezygnują z dalszego szukania.
- Nieczysta siła! – klnąc siarczyście uciekli w panice w głąb lasu.
Tymczasem kobieta stoi oparta o pień bardzo starej i spróchniałej wierzby, dysząc ciężko, z oczami rozszerzonymi i dziwnym wyrazem twarzy bladej jak płótno. Stoi jeszcze przez jakiś czas, nasłuchując, czy kroki ucichną na dobre w gęstwinie lasu. Wtedy oddycha z ulgą i idzie dalej obok Piaskowej Górki.
Wtem ogromny czarny pies zabiega jej drogę – świeci głodnymi oczami, szczerząc ostre kły. Cyganka zatrzymuje się i ruchem ręki odgania nacierającego psa. Zwierzę cofa się ze zjeżoną sierścią i ginie w ciemności.
Ona idzie dalej przed siebie, potykając się często i z trudem wyciągając przemoczone buty z rozmokłej ziemi. Gdy las się skończył i wyszła na pole, na wschodzie szarzało i widać było kontury czempińskiego kościoła. Deszcz przestał padać i wstawał pogodny poranek. Nasiąknięte ubranie, przemoczone buty i zmęczenie ciała dają znać o sobie. Na coraz bardziej senne oczy opadają powieki, a tu jeszcze kawałek drogi do celu. Wlecze się kobieta powoli i ociężale po błotnistej drodze, trzęsąc się z zimna i zmęczenia.
Niezdolna dłużej utrzymywać się na nogach w końcu dociera do bramy czempińskiej świątyni, padając ze zmęczenia na kamienną posadzkę, szepcząc przy tym modlitwę w języku romskim. Zasnęła kamiennym snem. Tam odnajduje ją młody wikariusz, który udzielił jej schronienia i poczęstował ciepłą strawą.
Spisano na podstawie opowiadań dyżurnego ruchu PKP w Oborzyskach Starych.
Źródło: K. Marciniak-Helińska, S. Wiśniewski „Prawdy i legendy z Czempinia i okolic”, Czempiń/Kościan 2013
O keszu:
Pojemnik ok 150 ml, zawiera logbook, ołówek i certyfikaty.
UWAGA: Spisz litero-cyfrę potrzebną do podjęcia finału LOC.