Jako, że ukraińscy najeźdźcy wytoczyli swe największe działo, aby podbić olsztyński zamek, wójt gminy poszedł po prośbie do władcy mórz i oceanów, aby ten ruszył z odsieczą. Niestety może morze kiedyś tu i było i koralowce rosły były, już swój trójząb zaczyna wystawiać w gniewie ów wojownik... a tu nagle zastygł był i ruszyć nie mogąc nawet małym palcem, bo mu był uderzył w kant kredensu. Do tej pory odsieczy nie było, Ukraińcy armaty bez luf wystawili byli, ani najazd się nie udał, ani odsieczy nie było. Pozostały tylko widły, które równie dobrze mogły wypaść z rozrzutnika gnoju, który wiózł był urobek, pod najlepsze truskawki w rejonie, które możecie nabyć na olsztyńskim rynku.
Szybki spontaniczny kesz zakładany z tego co było pod ręką, wspólnymi siłami kilku nocnych wędrowców.