Hem, hem, hem...
To tu pracę miałem, browar tu był całkiem niezgorszy.
Kamrat Jurasek tu nawet fyrtnął, bo wiecie on to nawet w robocie lubił sobie coś tam chlapnąć.
Tak więc przy kadziach my robili z Idzim. Chop to zacny, bydle niczym dąb, a i humor my podobny mieli.
Jednego razu jak deputat my wytrąbli to się działo. Oj się działo !
Łby nam się kiwały, mamroty z gęb leciały - no co Idziku ? Trza by co namajstrować !
I tak to z kompanem moim, trzymając się budynku ściany, zaczli my na trawę krzyczeć jak nie w sam oko pawiany !
Gdy my już doszli trochę do siebie Idzi mnie zaczął podnosić, a wtedy ja hyc i pierdut ... jakąś wajchę jak klamę pociągnął. Pierdykło, błysło drzwi prawie z zawiasów urwało i wtem żem się pojawił u mamy...