Dawno temu w Kołobrzegu w sklepach zaczęło brakować towarów niezbędnych do życia, aż w końcu został tylko chleb, a ludzie pili słoną wodę z morza. Okazało się że burmistrz miasta, zabrał wszystkie produkty do swojego spichlerza. Niektórzy nawet umierali z głodu, bo ceny chleba były bardzo wysokie. Tylko rybacy mieli na obiady ryby. Zaczęli w porcie je sprzedawać. Masowo otwierali sklepy, w których sprzedawali np. zupę rybną i pierogi rybne. W końcu pod domem burmistrza zaczęły się protesty pod hasłem "Ryba życie nam ratuje, a nasz burmistrz nam je psuje". Protesty okazały się skuteczne bo lokalny włodarz oddał zagarnięte produkty do sklepu. Dziś port prosperuje całkiem sprawnie, wciąż się rozwija i rozbudowuje, a na pamiątkę tego zdarzenia Kołobrzeżanie postawili w swoim porcie pomnik rybaka, rybaczki i ... małej rybki uwięzionej w sieci...
Jakoś tak, albo całkiem inaczej było...
PS. Może przydać się penseta lub coś podobnego, żeby łatwiej było wyjąć logbook.