To przedziwna historia.
Cmentarz ewangelicki, pewnie jeszcze z okolic I Wojy Światowej. Zapomniany, zarośnięty. Pamiętają że jest pewnie tylko mieszkańcy Żabojad. Mamy 70 lat od II Wojny Światowej. Prawdopodobnie mniej więcej w tym czasie pochowano tam ostatniego zmarłego. Od tego czasu już nikt nie odwiedza tego miejsca. Zamieszkujący te tereny Niemcy zostali wysiedleni. Groby ich przodków pozostały.
Docieram tu w środku lata. Dowiaduję się, że jest tu bardzo stary, zapomniany cmentarz. Mniej więcej opisano mi jego lokalizację. Docieram do celu, choć nie wiem, że jestem na miejscu, bo wszystko totalnie zarośnięte. Po małej wyprawie w głąb puszczy wracam i spotykam bardzo uczynnego i miłego 82 letniego dziadka, mieszkańca północnego końca wioski. Ponownie pytam się o cmentarz. Dziadek chętnie prowadzi mnie do niego, choć przyznał się, że jest "lekko wypity". Z pewnymi kłopotami wynikającymi z tego wypicia docieramy przez chaszcze, krzadyle, pokrzywy. Na skróty. No jest. Faktycznie. Dopiero teraz dostrzegam ślady mogił. Niestety nie mam ze sobą wyposażenia keszerskiego, więc nie mogę założyć skrzynki, ale wiem, że musi tu taka powstać. Wracam po dwóch dniach, a tu cmentarz ogrodzony balustradkami, uprzątnięty, krzadyle wykarczowane. Przypadek? No sam nie wiem, co o tym myśleć.