Kesz jest częścią serii Elegant z Mosiny.
Mieszkańcy ulicy Poniatowskiego ciekawsko wyglądali przez okna, przypatrując się niecodziennej scenie. Korowód kroczący chodnikiem składał się z młodzieńca targającego pokaźnych rozmiarów kosz, dziewczyny próbującej dogonić go żywo gestykulując oraz wąsatego mężczyzny, wyraźnie naburmuszonego, kroczącego 10 metrów za nimi, z klepiącą go po brzuchu kobietą u boku.
- Józek, błagam, zwolnij – prosiła zadyszana Basia. – Zobacz gdzie są rodzice. Czekaj! – poskutkowało. Józef przystanął na chwilę czekając na resztę grupy. – Dokąd nas ciągniesz?
- Niespodzianka. – odpowiedział stanowczo
- Pewien jesteś tego co robisz? Mój tata… Sam dobrze wiesz, że nie jest człowiekiem łatwym w obejściu.
- Nie martw się. Wszystko zaplanowane! Będzie zachwycony! – powiedział chłopak dumnie gładząc kołnierzyk koszuli wystający ponad jego sweter w serek.
- Kaziu, nie indycz się tak, proszę – błagała mama Basi kilka metrów w tyle.
- Nie podoba mi się ten lowelas.. On ma być mężem naszej córki?! Patrz go - wygląda jak jakiś… - ostre spojrzenie żony powstrzymało dokończenie zdania. – Naprawdę jak o tym pomyślę to krew mnie…
- Och, przepraszam za tempo – zdążyli już dołączyć do czekającej na nich pary - nie chciałem, aby ktokolwiek zajął nam dogodne miejsce, ale oto jesteśmy na miejscu i… och! Mamy szczęście! Jesteśmy pierwsi! – oświadczył Józef gestem wskazując na zacieniony drzewami trawnik. – Proszę za mną. – nie czekając na odpowiedź ruszył ku jednemu z drzew.
- Józiu… - wyszeptała Basia, której rodzice ze zdziwionymi minami spojrzeli po sobie.
- Zapraszam, tutaj tutaj. Będzie idealnie! Nie za bardzo w cieniu, nie za bardzo w słońcu. Otóż, szanowni Państwo, postanowiłem to odwołać się do praktyk poznańskiego mieszczaństwa z początku XX w., które tłumnie przybywało do znajdującego się nieopodal Puszczykowa. Jako że jesteśmy wszyscy ludźmi z klasą, chciałem zaproponować Państwu… piknik w tym jakże przeuroczym miejscu. – to mówiąc jednym gestem wyjął z kosza koc i rozłożył go na trawie. – Pani Iwono, Panie Kazimierzu, ma luba Barbaro – skinął na każdego z nich głową - proszę zasiądźcie wygodnie. Wszystko przygotowałem. Mamy bagietki, ogóreczki, pomidorki, bułeczki, szyneczkę, serek, talerzyki, nożyki, kubeczki, herbatkę, masełko – to specjalne dla osób mających problem z cholesterolem. Pomyślałem o panu, panie Kazimierzu – zaznaczył dumnie - i deserek na koniec. – Mama Basi, której nieco opadła szczęka spytała przerażona:
- Chłopcze mój drogi, powiedz mi skąd pochodzisz?
- Jestem rodem z Mosiny, szanowna pani. – na to przyszła teściowa nieszczęśnika wsparła się mocniej na mężu. Kazimierz miał w tym momencie kolor dojrzałego buraka. Wybuch był kwestią jedynie kilku sekund.
- Józek… czy Ty wiesz, gdzie my teraz jesteśmy? – spytała cicho Basia.
- W parku? – odpowiedział nonszalancko, jak to na pytanie dla przedszkolaka. Ona odparła na to:
- Oj Ty …
(opowiadanie autorstwa M.)
KESZ:
Na kordach, większe mikro.
IN: 3x certyfikaty
Nie zapomnij zapisać literocyfry do finału!