Dializa
W roku 2012 dializowano w Polsce ponad 17.000 chorych, czyli takie małe miasteczko. Zakładając, że każda z tych osób wymaga 3 dializ w tygodniu po 4 godziny (uogólnienie, bo ilość zabiegów i ich czas są uzależnione od stanu zdrowia pacjenta, a część jest dializowana otrzewnowo – ale nie o dokładne liczby tu chodzi, a o pokazanie skali problemu), otrzymujemy 204.000 godzin (8.500 dni). Muszą oni dojechać do stacji dializ, co – zakładając średnio 15 km w jedną stronę (a to założenie bardzo minimalistyczne) - daje 1.530.000 km przejechanych w tydzień. Do tego przyjmijmy, że każdy z tych chorych ma 2 osoby bliskie. Każdego tygodnia „choruje” więc 34.000 osób (bo nie da się powiedzieć, że problem dotyczy tylko dializowanego). Rok ma 365 dni. Możemy sobie zrobić kolejne wyliczenia (np. roczny koszt dializ, niewymierne straty emocjonalne, wymierne koszty dla budżetu, wydatki na pomoc społeczną, renty, itd., itp…), jednak i tak w efekcie wyjdziemy na plus. Dlaczego ? Dializoterapia zastępuje chore nerki, nie leczy, ale pozwala doczekać ich przeszczepu. Daje nadzieję na lepsze życie i w miarę ustabilizowane oczekiwanie na zmianę. Co działo się do momentu, gdy nie mieliśmy możliwości dializowania ? Ludzie umierali i tyle. I pewnie umieraliby dalej, gdyby nie determinacja poznańskiego zespołu, kierowanego przez Profesora Jana Roguskiego. To właśnie tu, w Poznaniu, w II Klinice Chorób Wewnętrznych Akademii Medycznej (przy ulicy Przybyszewskiego 49) wykonano 8 listopada 1958 roku pierwszą w Polsce hemodializę. Czytając historię przełomów w medycynie często mamy wrażenie, że to horror albo chory kryminał. U jego podstaw leży wykraczająca poza ludzką wiedzę wizja, często nieudany eksperyment, liczne próby, wycieczki w nieznane, a na końcu nieszczęście i czyjaś śmierć. Zagłębiając się w relacje z tej pierwszej hemodializy mamy obraz determinacji całego zespołu, skupionego wokół szczególnej misji – przełamania bariery śmierci. Do upowszechnienia tej formy terapii było jeszcze daleko, ale świadomość przekroczenia granicy nieznanego napędzała już koło zamachowe zmian na lepsze. Dzisiaj mamy setki miejsc na stacjach dializ, nie ma komisji kwalifikacyjnych w takiej formie, jak do lat 80-tych XX wieku (ze względu na ograniczoną ilość „sztucznych nerek” jej członkowie musieli de facto decydować o tym, kto będzie żył, a kto musi umrzeć), znamy nowoczesne techniki dializowania, a maszynom brakuje jedynie umiejętności samodzielnego myślenia abstrakcyjnego. Tym bardziej trzeba docenić tamtych ludzi, za odwagę, determinację oraz wkład w rozwój medycyny. Przeczytajcie o nich w Faktach UMP.
Kesz:
Mamy tu wszystko: nieprzekraczalną barierę (płot), dziurę (jak we flakach celofanowych do zabiegu), wielką podróż w nieznane (bo gdzie dojdziemy i czy damy radę ?), podejmowane ryzyko (bo kesza trzeba wyciągnąć bez uszkodzenia). Waszym zadaniem jest dojście na 14 metrów od współrzędnych, bez przechodzenia przez barierę. Znacznik może ułatwić zadanie. Gdy już tam będziecie, stańcie tyłem do kordów. Po Waszej prawej stronie szukajcie zamaskowanej dziury. W niej znajduje się kesz, a w nim tylko logbook z wpisanym zadaniem. Pojemnik ma dla ułatwienia dwa cienkie wąsy. Ustawcie je równo po bokach (tak też chowajcie) i delikatnie wyciągnijcie. Certyfikaty dla pierwszej trójki znajdują się w skrzynce OP65DF – Kmina Ochweśnicka, bo tu się najnormalniej w świecie nie zmieściły. Trudno ? Może i tak, ale dacie radę.
Pamiętajcie o spisaniu kodu, niezbędnego do znalezienia RONJI . Bez tego kesza wyprawa po Polonię Maior staje się niebezpieczną drogą przez nieznane tereny !
1.06.2013: WAŻNY KOMUNIKAT: Jak donosi Silent A, w dziurze powyżej kesza zagnieździł się (najprawdopodobniej) ptak. W związku z tym przy podejmowaniu kesza zalecana jest: A) ostrożność, B) dokładna obserwacja wylotów dziur, C) unikanie konfliktów/kontaktu. Jeżeli nowy mieszkaniec rzeczywiście zadekuje się tam na dobre, podejmę decyzję o zmianie miejscówki.
Zmiany w keszu:
30.09.2018 - dodanie logo Projektu, bo gdzieś je wcięło.
2.06.2013 - dodany komunikat (info od Silenta A)