Dwudziestego ósmego czerwca 1956 roku w robotniczej dzielnicy Poznania – na Wildzie – we wczesnych godzinach porannych zapanowało nadzwyczajne poruszenie. Na główną ulicę tej części miasta, noszącą wówczas imię Feliksa Dzierżyńskiego, dziś 28 Czerwca 1956 r., wylała się fala ludzi opuszczających swe miejsca pracy w Zakładach Przemysłu Maszynowego im. Hipolita Cegielskiego (HCP Poznań), od 1949 r. noszących nazwę Zakładów im. Józefa Stalina (ZISPO).
[...]
Lawina ruszyła po godzinie 6 rano 28 czerwca 1956 r. Sygnałem do rozpoczęcia protestu był „buczek” w Zakładach Cegielskiego. Na ten sygnał halę fabryczną na wydziale W-3, produkującym wagony kolejowe, opuściło kilka tysięcy robotników ze zmiany nocnej, ale i porannej, która miała się dopiero rozpocząć. Robotnicy wyszli na ulicę, by dostać się do centrum miasta. Tam chcieli zamanifestować swe niezadowolenie, pokazać się zachodnim dziennikarzom, odwiedzającym Międzynarodowe Targi Poznańskie i udać się pod gmach KW PZPR.
[...]
Kilkusetosobowe, a potem kilkutysięczne grupy poznaniaków przedostały się w dwa inne miejsca. Najpierw do oddalonego od centrum o około pół kilometra więzienia przy ulicy Młyńskiej, które bardzo szybko zostało opanowane bez walki. Zdobyta tam broń posłużyła do walki w innym miejscu; przed najbardziej znienawidzonym w całym mieście gmachem przy ulicy Kochanowskiego, który mieścił biura Wojewódzkiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Publicznego. Tam przed godziną 10.40 do gęstniejącego na ulicy tłumu padł z okien Urzędu Bezpieczeństwa morderczy strzał. Według wielu świadków oddała go funkcjonariuszka UB. Na bruk zaczęli padać ranni i zabici. Wśród nich były kobiety, poznańskie tramwajarki, podążające przez miasto ze sztandarami i transparentami, na których widniały hasła: „Bóg, Honor, Ojczyzna”, „Religia w szkołach”, „Pracy i chleba”. W ogniu walki znalazły się też dzieci. Jedną z nieletnich ofiar, która urosła do rangi symbolu poznańskiego powstania, był 13-letni Romek Strzałkowski, uczeń szkoły muzycznej, bestialsko zamordowany przez funkcjonariuszy UB na terenie dyspozytorni garażowej przy ul. Kochanowskiego.
Wstrząsające sceny przy ulicy Kochanowskiego wprawiły tłum w stan psychozy. Rozpoczęła się prawdziwa walka. Niewielu ludzi zachowało w tym czasie zimną krew. Wśród bohaterów były m.in. pielęgniarka Aleksandra Banasiak i sanitariuszka Aleksandra Kozłowska, które wśród gradu kul nieustannie przez kilka godzin opatrywały rannych i znosiły ciała zastrzelonych. W kilku kamienicach w rejonie gmachu UB przy Kochanowskiego usadowili się demonstranci, najczęściej młodzi, zaopatrzeni w broń zdobytą w rozbrojonym wcześniej więzieniu przy ul. Młyńskiej. Regularny ostrzał trwał kilka godzin.
Całość artykułu dostępna pod adresem: http://www.przk.pl/nr/spoleczenstwo/powstanie_poznanskie.html