Żyła kiedyś w zamku koło Krapkowic (ówczas Krappitz), księżniczka wątpliwej urody o imieniu Gryzelda. Od chwili gdy zmarł jej ojciec, sama zamkiem i należnymi do niej włościami władała. Największą jej przyjemnością były polowania na jelenie, jazda konna i władanie bronią. Ponieważ była bogata i tylko bogata, wielu szlachetnych inaczej rycerzy starało się o jej rękę, ale ona zarozumiale oświadczała, że wyjdzie za mąż tylko za tego rycerza, który w bojowej zbroi, w hełmie z opuszczoną przyłbicą, z mieczem, tarczą i kopią w dłoni, zamek wokół murów konno objedzie. Wiedziała bowiem, że od strony ruchliwego traktu zamek lubi ściągać śmiertelne pioruny i uznawała taki wyczyn za niemożliwy.
Wielu rycerzy próbowało tego dokonać, ale każdy z nich, w feralnym miejscu, padał wraz z koniem rażon gromem i życie wnet tracił.
Gryzelda lubiła patrzeć ze szczytu zamkowej baszty na próby rycerzy i na ich śmierć, która na ścianie kamiennego urwiska im życie zabierała. Odczuwała dużą przyjemność z faktu, że oni wszyscy dla jej zachcianki ginęli.
Wieść daleko w kraj poszła, że dokonanie tego wyczynu jest niemożliwością i że każda następna próba jest zwykłym samobójstwem. Dlatego dalszych prób zaniechano i księżniczka Gryzelda była bardzo niezadowolona, że nikt więcej nie chciał dla niej życia swego narazić i o zdobycie jej ręki się starać.
Tak minęło kilka miesięcy, lat, stuleci. Księżniczka odeszła, zamek popadł trochę w ruinę, ale... posag gdzieś ukryty pozostał...
You must be logged-in to see additional hints