W. Pilecki "Raport Witolda"
Przy końcu miasteczka, z lewej strony przy bramie swego domu stał jakiś starszy człowiek i patrzył na nas. Cała sylwetka była tak sympatyczna, że powiedziałem do Edka, żeby zapytał o mleko. Edek podszedł i spytał, czy nie można kupić mleka. Gospodarz zaczął nam kiwać ręką i zapraszać do domu, mówiąc: "Chodźcie, chodźcie, dam wam mleka". Było w jego słowach coś takiego, co niepokoiło, wyglądał jednak tak uczciwie, że zdecydowaliśmy się wejść do jego domu.
Gdy przedstawił nam już swoją rodzinę, żonę i dzieci, wtedy stanął przed nami i powiedział: "Ja was o nic pytać nie będę, ale wy tak nie chodźcie." Potem wyjaśnił, że sam wiele w tamtej wojnie przeszedł, że nic nie chce wiedzieć. Nakarmił nas kluskami, jajami, chlebem i gorącym mlekiem, następnie zaproponował nocleg w stodole, gdzie zamknąłby nas na klucz. - Wiem - powiedział - że mnie nie znacie i możecie się obawiać, toteż nie nalegam, lecz jeśli mi wierzycie, zostańcie i bądźcie spokojni. Miał taką twarz, oczy i całą powierzchowność uczciwą, że zostaliśmy.
W nocy, zamknięci w stodole, znowu pod kluczem, a jednak spaliśmy spokojnie, na prawdziwej poduszce od lat nie widzianej. Tak skończył się czwartek, 29 kwietnia. Rano otworzył nam sam gospodarz, bez żandarmów. Nakarmił, napoił. Nagadaliśmy się serdecznie. Zmieniliśmy pieniądze. Był to szczery, uczciwy Polak, patriota. Więc są ludzie na świecie.