Zapraszamy na wycieczkę do miejsca zwanego Kielowy Las, gdzie, jeśli wierzyć opowieściom, można spotkać ducha, który pojawia się pod postacią żołnierza w mundurze lub szynelu. Lokalni mieszkańcy, którzy doświadczyli kontaktu ze zjawą, twierdzą, że widmo posługuje się językiem niemieckim – pozdrawia Boga lub prosi o modlitwę, a po chwili rozpływa się w powietrzu. Z pokolenia na pokolenie przekazuje się opowieści o dziwnej i niepokojącej aurze otaczającej to miejsce. Ludzie, którym przyszło korzystać z dróg, biegnących obok Kielowego Lasu, mieli doświadczać dziwnych zjawisk: w jednej chwili ogarniało ich niewytłumaczalne poczucie strachu, któremu towarzyszyła świadomość bycia obserwowanym, pomimo ciepłej pogody odczuwali przeszywający chłód. Niepokojący klimat tego miejsca oddziaływał także na zwierzęta. Nieraz zdarzało się, że jadący tędy gospodarze musieli zmienić trasę, ponieważ konie płoszyły się, rżały, stawały dęba lub zatrzymywały się w miejscu i odmawiały dalszej drogi, dopóki woźnica nie zdecydował się zawrócić.
W każdej legendzie jest ziarno prawdy. Skąd zatem wzięła się przyprawiająca o dreszcze reputacja Kielowego Lasu? Na przełomie lat 1914/1915, na pobliskich wzgórzach doszło do starcia wojsk austriackich, pruskich i rosyjskich, największa bitwa miała miejsce 18 grudnia 1914 r. Po ustabilizowaniu się frontu władze austriackie wydały rozporządzenie o tworzeniu cmentarzy wojennych. Jeden z takich obiektów został założony w na terenie ówczesnego folwarku Lipie B (dziś miejsce to znane jest jako Kielowy Las). Pochowano tu 71 żołnierzy niemieckich i 9 rosyjskich. Obiekt przetrwał do 1937 r., kiedy to dokonano ekshumacji, a szczątki poległych spoczęły na cmentarzu we Włoszczowie. Pomimo likwidacji cmentarza, przez wiele kolejnych lat mieszkańcy otaczali to miejsce kultem. Charakterystyczne wejście na teren nekropolii, które miało postać kamiennej rotundy, krytej gontem, zamieniono na kapliczkę, która funkcjonowała jeszcze po zakończeniu II wojny światowej. To jednak nie koniec zdarzeń, które zbudowały legendę tego miejsca. Tym razem czeka nas bardzo ponura historia. W 1945 r. w zbiorowej mogile pochowano tu niemieckich czołgistów, a także człowieka owianego jak najgorszą sławą, gestapowca Roberta Gila, który wsławił się wśród mieszkańców Krasocina szczególnym okrucieństwem. W czasie okupacji Gil wykorzystywał swoją pozycję, by dać upust bezduszności i sadystycznym skłonnościom. Dziwi więc fakt, że nie zdecydował się uciekać przed nadciągającą Armią Czerwoną, zamiast tego ukrył się na wsi u swojej kochanki. Po kilkunastu dniach od wkroczenia Rosjan, opuścił schronienie i ruszył w stronę stacji kolejowej Ludynia. Nie udało mu się dotrzeć na miejsce, rozpoznali go okoliczni mieszkańcy i zaalarmowali władze. Robert Gil został aresztowany i rozstrzelany przez NKWD. Świadkowie egzekucji relacjonowali, że nie umarł od razu. Po pierwszych strzale w plecy miał zwrócić się do enkawudzisty: „Bij jeszcze raz, skurwysynu!”. Drugi strzał okazał się śmiertelny. Ciało zostało wrzucone do dołu, w którym leżał martwy koń. W nocy ktoś zbezcześcił zwłoki gestapowca, odcinając genitalia. Podobno zostały podrzucone jego kochance. Ostatecznie Roberta Gila zakopano w pobliżu polnej drogi prowadzącej przez tzw. Liszczową Górę do Podleska. Jego szczątki pozostają tam po dziś dzień. Kim jest tajemnicza zjawa z Kielowego Lasu? Czy to zabłąkany żołnierz poległy w 1914 r., a może krwawy gestapowiec, którego śmierci towarzyszyły makabryczne okoliczności? Jeśli chcecie się dowiedzieć, zapraszamy do lasu wieczorową porą. Odważycie się?
Kesz na kordach, ukryty tuż obok pozostałości dawnego wejścia na teren cmentarza. Teren jest bardzo charakterystyczny. Jeśli dotrzecie do miejsca porośniętego barwinkiem i bluszczem, to znaczy, że jesteście na miejscu. Można się tu dostać od strony dawnego folwarku Lipie B lub od strony drogi gruntowej, prowadzącej do Podleska. W obu przypadkach trzeba się nastawić na spacer po lesie.