Powiadali ludzie…
…że w głębi lasu, tam, gdzie drogi prawie już nie ma, nie z braku miejsca, ale z wyboru, jest stary sad.
Nie ma już domu. Nie ma studni, płotu, nawet ścieżki.
Zostały tylko drzewa – zdziczałe, milczące, z gałęziami jak ramiona, co nie mogą już nikogo objąć.
Mówili, że tu kiedyś było gospodarstwo. Ktoś tu mieszkał.
Nazwiska już nikt nie pamięta, tylko że było ich troje… albo czworo.
Albo mniej, ale potem ktoś przyszedł i został.
Coś się tam wydarzyło. Nie wojna, nie pożar, nie burza.
Coś cichszego. Jakby ktoś coś powiedział za głośno albo zamilkł w złym momencie.
Jakby coś pękło — nie w murze, tylko w człowieku. Ludzie nie mówią o tym wprost.
Dziś sad żyje swoim życiem. Gałęzie splątane jak myśli, których się nie rozwikła.
Liście szeleścić zaczynają, zanim przyjdzie wiatr. Niektóre drzewa kwitną tylko z jednej strony.
Niektóre — nigdy.
I mówią, że między gałęziami jednej z jabłoni jest coś, co nie spadło nigdy na ziemię.
Coś, co ktoś zostawił, nie żeby ukryć, tylko żeby przypomnieć.
Bo ten sad pamięta. Coś zostało w szufladzie pamięci.