Powiadali ludzie…
…że była taka kobieta, co z mchem mówiła na „ty”.
Hanna miała dom, ale nie z cegieł. Jej dom wyrastał z ziemi jak grzyb –
z porośniętym dachem, omszałymi progami i ciszą, która nie bolała w uszach.
Mówiono: „dziwna ta Hanna”. Bo nie miała radia, ale znała pogodę.
Bo nie miała zegara, a zawsze wiedziała, kiedy przyjść, a kiedy nie.
Hanna nie goniła za światem.To świat przychodził do niej – po herbatę z igliwia, po historię sprzed wojny,
albo po chwilę, której nie da się kupić. Ale była jeszcze jedna rzecz, której ludzie nie mówili głośno.
Bo bali się, że zniknie, jeśli nazwą.
Czasem ktoś coś znajdował pod mchem.
Nie przypadkiem. Nie po omacku. Ale tak, jakby mech wiedział, komu co pokazać.
A kiedy pytano Hannę, czy to ona, uśmiechała się tylko i mówiła:
– Mech wie lepiej ode mnie, gdzie co leży. I dalej mieszała napar z macierzanki.
Dziś jej dom już nie dymi, ale mech tam nadal rośnie.
Ciszej niż kiedyś, ale uważnie. I jeśli klękniesz wśród omszałych korzeni,
i odsuniesz delikatnie zieleń – może coś zobaczysz.
A jeśli nie – to i tak dobrze.
Bo mech nie zawsze daje od razu.
Czasem najpierw sprawdza, czy umiesz się zatrzymać.