Skrzynka należy do serii: ,,Jednostka Wojskowa Babimost"
Młodzi piloci z iście ułańską fantazją wznosili się w przestrzeń powietrzną. Zwykle wszystko przebiegało zgodnie z procedurami. Spełniało się stare życzenie: ”tyle lądowań ile startów”. Niekiedy jednak zawodził sprzęt lub popełniali błędy
Zdarzyło się kiedyś, że pewien pilot zapomniał wypuścić podwozie i wylądował całkiem bezpiecznie „na brzuchu”. Niestety samolot zaczął się palić. Na pasie jeszcze długo po zdarzeniu widniał ślad tego przyziemienia.
Innemu z pilotów zaraz po starcie pokazał się dym w kabinie. Zameldował o tym. Z ”kraciatki”, od kierownika lotów, dostał polecenie katapultowania się. Postanowił jednak wylądować, bo szkoda mu było drogiego samolotu. Mimo słabej widzialności przyrządów i pełnych paliwa zbiorników udało mu się bezpiecznie usiąść na pasie.
Pewnego letniego dnia jednemu z pilotów przyszła ochota rozhuśtać żaglówki znajomych wypływających na jezioro Błędno w Zbąszyniu. Podleciał nisko, a potężny podmuch z silnika nie tylko je rozbujał, ale nawet jedną przewrócił. Przygoda skończyła się szczęśliwie, była jednak przestrogą dla innych wirtuozów lotniczego fachu. Starsi piloci wspominają, że jeden z nich tak lubił niskie loty, że po wylądowaniu „przywiózł” ze sobą gałązki zahaczone na skrzydle. Były to jednak sporadyczne sytuacje.
7 maja 1981 r. piloci lecieli kluczem na rozpoznanie w rejon Morąga. W drodze powrotnej w jednym z samolotów zgasł silnik. Pilot nie miał wyboru. Próbował się katapultować, ale nie oddzieliła się osłona kabiny, a to uniemożliwiło katapultowanie. Tylko dzięki swoim umiejętnościom wylądował na polu wśród lasów w rejonie Wolsztyna. Ten samolot nie nadawał się już do latania, ale stał się pomnikiem babimojskich lotników, który upamiętnia jednostkę na ul. Wolsztyńskiej.
Podczas rutynowych nocnych lotów za rozpędzonym na pasie samolotem jednego z pilotów zauważony został snop iskier. Silnik płonął. Samolot był już w takiej fazie startu, że nie mógł się zatrzymać. Pilot podjął jedyną słuszną decyzję. Wzniósł się na wysokość około 900 metrów. Wykatapultował się. Jak później opowiadał – kiedy opadał na spadochronie zobaczył w dole jasną plamę i wiedząc, że jest w okolicy Jeziora Linie pomyślał, że co prawda nie rozbił się w samolocie, ale utopi się w jeziorze. Na szczęście jasna plama okazała się polem. Z lotniska ruszył za nim sanitarką kierownik lotów z lekarzem. Z ogromną radością odnaleźli go wracającego pieszo szosą kargowską.
Zdarzyło się kiedyś lądowanie awaryjne pilota z Powidza, który podczas ćwiczeń na poligonie w Żaganiu zderzył się z jastrzębiem. Ptak przebił osłonę kabiny. Długa kość ze skrzydła wbiła mu się w oko. Druga utkwiła na szczęście w węźle krawata, który ochronił tchawicę. Kabina była cała we krwi. Pilot stracił oko, ale życie ocalił.
Nie zawsze jednak odwaga pilotów, czasem brawura znajdowała szczęśliwy finał. W marcu 1959 r. dwaj młodzi piloci tak zaangażowali się w walkę powietrzną, że jeden z nich nie zdążył wyprowadzić samolotu z przewrotu i zderzył się z ziemią.
W maju 1961 roku pilot wystartował do lotu nocnego. Na wysokości 50 m doszło do awarii silnika. Podczas przymusowego lądowania wzdłuż osi pasa kilkakrotnie zderzył się z ziemią. Następnie przeleciał nad Jeziorem Wojnowskim. Uderzył w skarpę nad wodą po stronie Kolesina. Pilot zginął, a samolot został doszczętnie zniszczony.
Kolejna katastrofa wydarzyła się w maju 1967 roku, również podczas nocnych lotów. Pilot miał wykonać zadanie na małej wysokości, jednak samowolnie obniżył lot poniżej bezpiecznego pułapu. Zahaczył o drzewa, a następnie rozbił się w odległości 1 km od Sulechowa. Czy przyczyną była chęć zaimponowania dziewczynie, która, jak wspominają jego koledzy mieszkała w tej okolicy, pozostanie już tajemnicą.
Inna tragedia wydarzyła się rankiem 3 maja 1984 r. Podczas startu do lotu szkoleniowego po kręgu na samolocie SBLim-2M młody pilot przedwcześnie poderwał samolot z drogi startowej przy zbyt małej prędkości i gwałtownie zwiększał wysokość. Nastąpił przechył na prawą stronę. Z wysokości 20 m samolot runął na ziemię. Obaj lotnicy - podchorąży i instruktor zginęli, a samolot uległ całkowitemu zniszczeniu.
Aby uhonorować pilotów, którzy stracili życie wykonując obowiązki służbowe, została wmurowana tablica pamiątkowa na obelisku, przy którym dawni piloci spotykają się z okazji Święta Lotnictwa. (Skwer Wojska Polskiego przy ul. Wolsztyńskiej)
O keszu: Mała skrzynka która ukryła się na finałowych kordach pod wykrotem. By poznać finałowe kordy należy wykonać łatwe i przyjemne wyliczenia
Zadanie
N 52°10.(A)' E 15°50.(B)3'
Żeby wyliczyć A potrzebujesz czterocyfrowy numer z samolotu i wykonać proste obliczenia na kalkulatzorze: (Nr z samolotu) / 10,95 = A
Żeby policzyć B musisz podejść do obeliska na środku skweru, popatrzeć na lewą stronę pamiatkowej tablicy i zastanowić się jakiego roku brakuję między trzecim a czwartym pilotem. (Np. pilot numer 3: 2022, pilot nr 4 2024 - odpowiedź: 2023)
Twoje B to dwie ostatnie cyfry brakującego roku (np. 23)