Spotkał nas ogromny zaszczyt: Bar i ja - Lepsza Połówka zostaliśmy zaproszeni przez Mariana na małe co-nieco i kilka szybkich głębszych.
To drugie może nie zachęcało, ale sam fakt, że oto nadarza się okazja osobiście poznać Legendę Polskiego Keszerstwa, przesądził sprawę.
Z podniecenia drżały nam nogi, gdy po zaparkowaniu przed osobliwym budynkiem barowym wysiadaliśmy z samochodu i powoli kierowaliśmy się ku drzwiom przybytku.
Czekało nas jednak rozczarowanie: drzwi okazały się zamknięte. Nie dowierzając, parę razy nacisnęliśmy dzwonek i klamkę, lecz bez skutku.
Pomyśleliśmy, że może jakieś boczne drzwi zaprowadzą nas do gościnnego pokoju, obeszliśmy więc budynek i...
Zawód, jakiego doznaliśmy niemal ściął nas z nóg!
Wydarzyła się tu chyba niedawno jakaś tragedia, wybuch, czy najazd Wandali, ponieważ budynek okazał się z lekka jeszcze dymiącą ruiną.
Co się stało z Marianem? Ta myśl nie dawała nam spokoju, gdy ostrożnie penetrowaliśmy, pomieszczenie po pomieszczeniu, resztki przytulnej niegdyś budowli, gotowi nieść wszelką możliwą pomoc Gospodarzowi.
Ku naszej uldze nie znaleźliśmy ani rannego Mariana, ani Jego ciała, unosił się tu tylko, obecny jak we wszystkich miejscach, które sobą zaszczycił, Duch Marianowy.
Z zadumy nad nieszczęsnym losem Gospodarza, który już z niejednego pieca chleb jadł i niejeden majątek utracił, wyrwał nas dźwięk SMS-a.
Oto sam ów nieszczęśnik słał przeprosiny i usprawiedliwienia oraz uspokajające słowa otuchy, że pewnie kiedyś będzie nam dane się zobaczyć, a wtedy parę głębszych nas nie ominie.
Na pamiątkę tego niedoszłego spotkania zostawiliśmy "coś" dla kolejnych Keszerów, którzy zechcą odwiedzić bar "U Mariana".
Jest to petka magnetyczna. Podejmujcie ostrożnie, by nie uronić.
Szukajcie jej wysoko, ale nie wchodźcie do pomieszczenia z oknami (podłoga grozi zawaleniem, jest to więc skrzynka niebezpieczna - jak zresztą zwykle urbexy).