Powiadali ludzie…
…że na końcu drogi, tuż przed tym, jak ścieżka robi się niepewna, stoi domek na zakręcie.
Nie za duży. Nie za ładny. Ale za to wyżej, niż woda kiedykolwiek podchodziła.
Tak jakby ktoś kiedyś wiedział, że warto mieć dystans do rzeczy, które płyną.
W domku mieszkała Babka. Nikt nie wiedział, ile ma lat.
Mówili, że pamięta jeszcze, jak rzeka zmieniała imiona, i jak żaby miały własny język.
Babka miała jedno oko lepsze do patrzenia na świat, a drugie – do dostrzegania rzeczy ukrytych.
Goście nie pukali. Przysiadywali na schodach, czekali, aż sama się odezwie.
Bo kto pytał wprost, niczego nie dostawał. A kto milczał – ten wracał z czymś więcej, niż przyszedł.
Czasem coś znajdywano za węgłem domku – zawiązaną szmatkę, zwijany rulonik papieru,
drewniany klucz albo liść z narysowanym znakiem. Nigdy nie wiadomo było, kto zostawił, ani po co.
A gdy woda przychodziła i ludzie szukali wyżej gruntu – szli do Babki. Bo tam woda nie sięgała.
Ale opowieści – owszem. A Babka zawsze szeptała:
– To, co potrzebne, nie leży na środku drogi.
Trzeba z boku zajrzeć, żeby znaleźć.