Uwaga: Ze względu na mugoli skrytkę najlepiej podejmować w godzinach wczesnoporannych lub wieczornych.
Na tętniącej życiem ulicy Ostrobramskiej pojawił się osobliwy obiekt, który wzbudzał powszechne zainteresowanie. Zamontowany wysoko, stał się tematem rozmów zarówno wścibskich sąsiadów, jak i stałych bywalców pobliskiej galerii. Nie był niczym nadzwyczajnym — ot, zwykły, niepozorny przedmiot, których pełno jest w mieście. Ale, o rety, miał charakter. Pewnego dnia pani Jadzia z pobliskiego bloku przysięgała, że do niej mrugnęła, a stary Janusz marudził, że obserwuje go, gdy odpalał papierosa na kładce. Z czasem stał się obiektem miejskich legend. Jedni mówili, że to rządowe urządzenie, inni, że część instalacji artystycznej, ale wszyscy zgodnie twierdzili jedno: to coś zdecydowanie nie powinno tam być.
Skrytka miała talent do wywoływania zamieszania. Miejscowy, aspirujący artysta graffiti, Seba, pewnego wieczoru wdrapał się na rusztowanie z puszkami farby w rękach, zdeterminowany, by zaznaczyć swoje terytorium. Ale ledwie sięgnął ręką, stracił równowagę, spłoszony nagłym szmerem ptaków. Seba mógł przysiąc, że skrytka jakoś wyszeptała jego imię, a gdy wylądował z powrotem na chodniku, niemal słyszał jej chichot. Następnego dnia para dzieciaków próbowała szturchnąć ją kijem, ale kij złamał się na pół jak przeklęty, pozostawiając ich z szeroko otwartymi oczami i w popłochu uciekających. Każda nieudana próba odkrycia jej przeznaczenia tylko dodawała skrzynce tajemniczości, a wkrótce stała się ona nie tylko miejskim obiektem — stała się wyzwaniem.
Sprawą zainteresowały się nawet lokalne media, nazywając ją „Bezczelną Zawieszką” i wysyłając dziennikarkę, by zbadała sprawę. Spędziła pół godziny, mrużąc oczy i wpatrując się w nią, zasypując przechodniów pytaniami o pochodzenie obiektu, tylko po to, by usłyszeć mieszankę wzruszeń ramionami i uniesionych brwi. Kiedy w końcu spróbowała zrobić zdjęcie, jej aparat tajemniczo odmówił posłuszeństwa, wyświetlając komunikat o błędzie: „Niezła próba”. Skrzynka zdobyła kolejną „ofiarę”, a miasteczko pokochało ją jeszcze bardziej. Czymkolwiek to było, miało w sobie coś zuchwałego i zadziornego, a ludzie nie mogli nacieszyć się jej figlarną przekorą.