Logs Opuszczony PGR 72x 0x 5x
2013-04-25 19:25 JAsiek. (4631) - Gevonden
podjęta w ramach wieczornego "spaceru" z żoną. oczywiście jak na stare dobre małżeństwo przystało na spacer podjechaliśmy autkiem :P
sam kesz ukryty w strasznym miejscu, drugi raz na pewno po niego nie wejdę. do tej pory do skrzynek "niebezpieczne" podchodziłem z małym przymrużeniem oka, ale dzisiaj tężec zajrzał mi głęboko w oczy, bo tak jak poprzednik, zamiast delektować się widokami walczyłem z każdym czychającym na mnie zardzewiałym gwoździem. a na tej wiórowej podbitce sufitowej też lepiej stóp i kolan nie stawiać, zwłaszcza jak się człowiek zbliża do setki. na prawdę drżałem o swoje zdrowie. co do faktu, że yoshio zniszczył jakąś konstrukcję do wchodzenia to mam mu to za złe. drabina z 2 szczeblami nie mogła być darzona zaufaniem. musiałem wspomóc się równie niestabilnymi skrzynkami po napojach spirytusowych. ogólnie wrażeń moc, ale niekoniecznie przyjemnych.
na koniec fajna anegdotka z bardzo subiektywnej historii tego miejsca:
pamiętam doskonale jak jeździłem z dziadkiem na pieczrki do tego PGR'u. oczywiście pieczarki najlepiej rosną na krowich plackach, a że krów było tam co niemiara, krowich placków również no i co za tym idzie pieczarek. sam teren był co najmniej jeszcze raz taki wielki jak obecnie, od północy był tam ogromny wybieg-łąka dla krów, ogrodzony był elektrycznym pastuchem, który normalnie nie był włączony. bladym świtem, kiedy krów jeszcze nie wyprowadzono z obór, jechałem z dziadkiem na pieczarki. któregoś razu było jakoś inaczej niż zazwyczaj, coś mi podpowiadała intuicja, że tym razem (zupełnie inaczej niż zazwyczaj) elektryczny pastuch jest włączony.
- dziadku, nie wchodźmy tam, bo tu wisi tabliczka, że jest prąd.
- nigdy tu żadnego prądu nie było.
- ale wcześniej nie było tabliczki a teraz ktoś powiesił.
- mówię Ci, że nie ma żadnego prądu.
- dziadku, patrz. tam się kręcą jacyś ludzie, jeszcze nas wygonią. albo może właśnie oni włączyli prąd.
- nie ma żadnego prądu, udowodnić ci?
patrzyłem na dziadka nieufnie, a on (sic!) nachyla się twarzą nad drutem, wyciąga język na wierzch i język zbliża do druta. zupełnie jakby to była bateria 4,5V.
JEB!
dziadek odskoczył do tyłu na jakieś 3 metry, padł na plecy jak kłoda. gałki mu się zaczerwieniły i zaszły mgłą, z nosa poleciały straszne gile. jęknął strasznie i zwinął się w kłębek... język mu spuchł, tak, że nie mógł mówić do końca dnia. nawet mu migdałki spuchły.
pieczarek tego dnia nie było, a ja nigdy się tak nie bałem, że ktoś umarł. do jego śmierci się z tego śmialiśmy, choć była to dla 7-letniego mnie niezła trauma. był z dziadka gigant!