No cóż.. Znaleźliśmy miejsce, znaleźliśmy konkretny wagon i zaczęła się komedia. Ja prawie wepchałem się pod płytę podłogową wagonu a Ola kładła się na ziemi i macała koła i dolne elementy... Po 5 minutach wyglądaliśmy jakbyśmy wyszli z kopalni. Na szczęście kesz znaleziony (najciemniej zawsze jest pod latarnią)
Dzięki za keszynkę - wreszcie wyczyściliśmy mapę w naszej najbliższej okolicy :)