Rowerem z Dźwirzyna do Kołobrzegu, na poszukiwania keszy (i nie tylko). Czekałem ponad godzinę, aż dziadek z babcią skończą wygrzewać się na słońcu, ubiorą buty
i zejdą z miejsca, gdzie miała byc skrzynka. Na placyku koło fontanny kręci się o tej porze mnóstwo ludzi. Żeby nie wzbudzać zainteresowania, postawiłem rower koło murku i udając, że naprawiam koła, wypatrzyłem keszyka.