Znaleziona bez problemu. Podjęcie wymagało trochę cierpliwości, bo jeden z tubylców postanowił akurat sprzątać swoje auto. Gapił się na mnie podejrzliwie i trzeba było poczekać, aż wreszcie, z ociąganiem wejdzie do bloku. Jak już było można - dwa szybkie macnięcia - z jednej strony rury i z drugiej i keszyk mój. Wsadziłem kreta i zwyczajowo znaczek
KOEDu, wziąłem takiego śmiesznego ludzika z antenką i kuleczką. Odłożenie jak się okazało, wymagało jeszcze więcej cierpliwości, bo wkoło po murku - pozostałości po gazowni - postanowiło chodzić dziecko w czerwonej kurtce z mamusią. Jedna rundka, druga - jejku kiedy im się to znudzi ? Trwało to chyba z pół godziny. Dzięki za kesza.