No co za wredny kesz
Najpierw nie wiedzieliśmy gdzie iść, próbowaliśmy z innej strony, ja już siedziałam zrezygnowała na murki a subo gdzieś poleciał. Gdy wrócił postanowiliśmy jeszcze raz uderzyć z tej strony co za pierwszym razem, przebrneliśmy przez chaszcze no i co dalej? Dobrze że ja nie zauważyłam tego padalca, zaskrońca czy innego paskudztwa bo uciekłabym z krzykiem. W końcu miejsce ukrycia zostało zlokalizowane i można było wrócić. Dzięki za kesza i wrażenia jakie były podczas podejmowania