Wpisy do logu Jedna wieża (dawniej Dwie wieże) 40x 5x 16x 4x Galeria
2014-08-09 22:12 LadyMoon (5214) - Znaleziona
Po zdobyciu Gołębnika przyszedł czas na Kominy. Podeszłam późną nocą na miejsce i spojrzałam w górę. Myślę, spoko - nie jest tak źle. Mocowanie stanowiska do wejścia nieco zajęło czasu, ale w efekcie "w bytomskim stylu" stanęłam wreszcie na drabince. Teraz dojście do kesza to już "bułeczka z masełkiem" tak sobie pomyślałam i żwawo ruszyłam do góry. W 1/3 drogi zauważyłam nagle w ścianie budynku gniazdo os. Swoim pojawieniem się musiałam chyba zaniepokoić je, bo najpierw leniwie a potem coraz bardziej intensywnie zaczęły latać wokół mojej głowy. Sekundy mijały a ja musiałam szybko podjąć właściwą decyzję. Nawet jeśli szybko przemknę do góry - zastanawiałam się – to i tak będę musiała jakoś wrócić z powrotem, a ich rozwścieczenie może osiągnąć wówczas maximum. A znów siedzieć w nocy godzinę na szczycie i czekać, aż się uspokoją również mi się nie uśmiechało. Osy zaczęły już latać w sporych ilościach i obijać mi się o głowę. Oznaczało to jedno - za chwilę zaczną żądlić. Co w mojej sytuacji – stojąc na drabince około 10 m nad ziemią – oznaczało wielokrotne użądlenia i zapewne niechybny upadek z wysokości, niewykluczone, że zakończony nawet śmiercią .
O nie, na to - to nie mogłam sobie pozwolić, jak Bytom kocham
Z przerażeniem, bo wszak wściekłe osy latające tuż przy twarzy to bardzo duże zagrożenie, rozpoczęłam szybką ewakuację na dół. Osy latały już przy mnie jak bombowce w czasach wojny. Modliłam się w duchu, aby żadna mnie nie użądliła. Choć uczulona nie jestem, to jednak zdaję sobie sprawę z zagrożenia, że ukąszenia w obrębie twarzy czy głowy / mózgu są bardzo niebezpieczne. Na ziemi zatem znalazłam się mega błyskawicznie. Pakując sprzęt z trawnika zauważyłam, że osy doleciały aż do poziomu gruntu, toteż uciekłam aż na drugą stronę ulicy, by w spokoju moc dokończyć pakowania. Tej nocy akcja zakończyłam się sukcesem - przeżyłam i nie zostałam użądlona, natomiast kesza wciąż miałam nie zaliczonego. Coż...Ja więc tu jeszcze wrócę.
I wróciłam...
We śnie zjawił mi się czarny anioł, który zapytał czy pójdę za nim... Nie zastanawiałam się wiele, tylko wyszeptałam że „oczywiście że tak” . Powiódł mnie wysoko, w przestworza... Patrzałam z góry na Bytom, na ludzi jak mrówki i na tramwaje jak gąsienice...domy jak pudełka zapałek. I gdy w takim uniesieniu latałam wraz z nim pod jego rozłożystymi, czarnymi skrzydłami nagle coś mnie olśniło. „Kesz Sebka” - wrzasnęłam i kazałam pofrunąć nad te 2 nieszczęsne kominy. Anioł tylko skrzydłami machnął i rzekł „proszę”. Wylądowaliśmy na szczycie dachu i tym razem już bezproblemowo podjęłam skrzyneczkę. Chwilę później anioł sfrunął na dół, oddając mnie ziemi całą i zdrową i szczęśliwą z zaliczenia skrzynki.
Nim się obejrzałam - rozpłynął się w powietrzu i tyle go widziałam.