To było tak: dotarłem wieczorem do cerkwi, namierzyłem drzewo... ale okazało się, że w dziupli ktoś rozpalił ognisko. Westchnąłem i z nadzieją, że coś ocalało zacząłem grzebać w popiele. W momencie gdy coś namacałem, poczułem ukąszenie w nogę - ponieważ nieraz byłem udziabany przez osy, czy szerszenie złapałem znalezisko i szybko uciekłem. Okazało się, że przy dziupli jest GNIAZDO SZERSZENI (może ognisko rozpalono by je wykurzyć ze środka?).
Z kesza niewiele ocalało - kawałek stopionego plastiku z wtopionym weń strzępem logbooka, przypalona dwuzłotówka, reszki wypełnienia jakiejś maskotki i... praktycznie nietknięta flaszka.
KESZ REAKTYWOWAŁEM W MURKU (płytko zagrzebany za kamieniem ze zdjęć), ponieważ flaszka mi nie weszła do środka, razek ze zwęglonym logbookiem mam zamiar ją ukretowić. Pudełko po filmie 35mm, czyli nieco mniejsze od pierwotnego kesza, jeśli ktoś będzie miał coś większego, to może wymienić.
P.S. Szkoda że RiO dotarli tu zanim wróciłem z Bieszczadów i opisałem wszystko... uniknęliby niemiłej przygody.
Obrazki do tego wpisu:dziupla, popiół, szerszenie