I my byliśmy. Powoziliśmy, poiliśmy miodkiem i tylko cały motyw z Charonem nie do końca wypalił. QFerka miała wystraszyć Agatę... A nie troje obcych ludzi...Tymczasem Agata rzuciła się na mnie ze szczerą radością i ulgą i musiałam jej pomachać wiosłem i andyckim gestem domagać się zapłaty, żeby stworzyć na powrót atmosferę grozy
Na wodzie miały się palić widmowe światełka, a złośliwy wiatr je zdmuchnął i w rezultacie tylko nasz prom świecił na morzu...pardon, jeziorze niczym jakiś Nowy Jork
Ale co tam, widok przy dopływaniu do finału wynagrodził wszystkie niedociągnięcia
Dzięki Wszystkim - za współpracę i świetną zabawę, dzięki Marcinowi za cierpliwość do 183 telefonów z pytaniami typu "która kulka na tortowym czekoladorycie ma być większa"
i oczywiście Agacie - Twoje łzy wzruszenia i radości były najlepszą nagrodą jaką sobie mogliśmy wymarzyć za naszą krecią robotę
Do zobaczenia na kolejnym szalonym spotkaniu!