Z bólem serca tłumiąc łkanie, opuściłem przytulną komnatę, upaprany do granic. Skrzynki nie znalazłem, ale sama wyprawa, zabawa, i to zacięcie w szukaniu (trzy razy wracałem i potem trzy razy otrzepywałem ubranie z kurzu) Jeżeli jeszcze tu w ogóle jest, mam podejrzenie gdzie, ale póki co ręce za krótkie... Więc jeszcze tu wrócę, i może ze wsparciem. Tymczasem Dzięki za wspaniały pomysł.
A swoją drogą, droga pod zamek, to prawdziwe wyzwanie nawet dla górskiego roweru.