-Co mnie podkusiło, żeby zamieszkać z tą Zośką? - zastanawiał się Marian o 4.07, gdy ‘zosinowy’ kogut po raz siódmy dzisiejszego poranka piał stojąc na parapecie okna do chałupy...
Wiadomo co… nie uroda (bo ta i tak przemija. Zresztą w przypadku Zośki nie miało co przemijać), ale ciepły kąt i „układy”. Wszak ojciec Zośki pracował jako majster w „Polmo” i obiecał, że jakąś robotę załatwi.
No załatwił. I nie wiadomo co gorsze- czy ta Zośka zrzędząca, że tylko pije i bije, czy ten kogut co rano, dojazdy do pracy z tej cholernej Dąbrowy, czy wreszcie ta robota…
Robili układy hamulcowe do traktorów Ursus. A że praca na akord przy taśmie, nie można było nawet na chwilę odejść, bo się robota całego działu waliła. I tylko przerwa śniadaniowa pozwalała chwilę odetchnąć...
Marian popatrzył jak jego Zośka pospiesznie zawija drugie śniadanie w „Trybunę Ludu”.
Znów ta obrzydliwa sucha bułka. Tyle czasu ma ta baba, a do ostatniej chwili leży w tym wyrze i tyje..
-Mam tego dość! - głośno krzyknął.
Wyszedł, i tyle go widzieli.