Wakacje na wsi. Wymarzone dla dzieciaka z miasta wychowanego na blokowisku. W zasięgu ręki prawdziwe Zoo. Kury, gęsi, kaczki, krowy i świnki. Tylko piesek na łańcuchu. Trochę go szkoda, nie może skakać gdzie chce jak kotek. Ale najlepsza jest stodoła. Można się tam bawić godzinami, gdy "wujek" pracuje w polu z traktorem. Wygania wszystkich pod wieczór, żeby mu nikt pod koła nie wskoczył. I strasznie się denerwuje na dziewczynki, które na przejeździe wykopały półmetrowy dół, przez który nie może wjechać do stodoły. Grozi, że za karę nie pojedziemy z nim jutro traktorem. Kłamie, nigdy nam nie pozwala, ale i tak płaczemy z żalu. Jazda traktorem to jest coś. Pamięta się ją całe życie, chociaż wcale się nie jechało, tylko za nim goniło mając cztery lata.
Taką wieś zapamiętałam. Babcia wywiozła mnie do dalekiej rodziny prababci, żebym nie przechodziła piekła rozwodu rodziców. Jestem jej za to wdzięczna do dziś. Tamtej wsi już nie ma, chałupkę zastąpił nowy budynek, kuzynka prababci od dawna nie żyje. Niedawno Meteor znalazł mi podobne gospodarstwo. Dom mniejszy, półtoratraktowy a nie dwu, ale wszystko inne podobne. Zwłaszcza drewniana stodoła, która jest tak samo dziurawa i tak samo przenikają przez nią promienie słońca.
Skarb ukryty jest właśnie w niej. Posłuchaj wewnętrznego głosu dziecka, którym byłeś, a go znajdziesz. :)