Podobno jest w mieście taka dziwna harfa, której zwykli ludzie nie widzą przechodząc obok. Zobaczyć ją mogą jedynie niewiasty o czystych sercach lub młodzieńcy nieustraszeni, urodziwi, prawi, wytrwali, biegli w naukach, potrafiący stawić czoła przeciwnościom, którzy nie ulękną się nieznanego. „No i co jeszcze?! Może smoka mam zabić?!” - zapyta pewnie któryś z Was chłopaki. No fakt, wygląda na to, że dziewczyny mają tym razem łatwiej. Obok tej harfy podobno ukryty jest skarb. Wieść ludowa niesie, że dostępu do niego strzeże ciernisty krzew. Trzeba zwinnie ominąć jego trujące kolce, a wtedy stanie się przed szmaragdowymi drzwiami … i tu powieść się urywa. Ja tam nie wiem, ile w tym prawdy, bo nie udało mi się wiele na ten temat dowiedzieć. Właściwie jedyne co znalazłem to parę nut zapisanych przez twórcę harfy, które podobno prowadzą do skarbu. Korzystając z nieuwagi obecnego posiadacza cennej kartki, zrobiłem fotkę i nut i fresku z jego domu, na którym podobno widać szmaragdowe drzwi. Strzałką zaznaczyłem miejsce, które wskazał jako ważne.
Ale to wszystko to chyba lipa, bo chodziłem z tą fotką po mieście, rozglądałem się - i nic! A przecież jestem młodzieńcem nie tylko nieustraszonym, ale i wyjątkowo urodziwym - Mamusia tak mówi!. Dlatego jeśli uda Ci się dowiedzieć o Harfie czegoś więcej – chętnie tego posłucham. A póki co, życzę Ci owocnych poszukiwań.
Aaaaha! Legenda mówi jeszcze, żeby nie zaalarmować bestii z lewej strony, bo wtedy pojawiają się ciekawskie oczy w okolicznych oknach. I podobno na poszukiwanie skarbu trzeba wziąć ze sobą coś do pisania – nie mam pojęcia po co? Pewien badacz tutejszych tajemnic powiedział, że lepiej wziąć młotek … żeby skarby wybić sobie z głowy – no ale wiesz, tak mówi, bo ani on młodzieniec, ani urodziwy ...