Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy
Musisz być zalogowany, by wpisywać się do logu i dokonywać operacji na skrzynce.
stats
Zobacz statystykę skrzynki
Marian prekursorem zielonej szkoły - OP8YJH
Właściciel: night_time
Ta skrzynka należy do GeoŚcieżki!
Zaloguj się, by zobaczyć współrzędne.
Wysokość: 0 m n.p.m.
 Województwo: Polska > lubuskie
Typ skrzynki: Nietypowa
Wielkość: Normalna
Status: Zarchiwizowana
Data ukrycia: 09-03-2019
Data utworzenia: 09-03-2019
Data opublikowania: 06-04-2019
Ostatnio zmodyfikowano: 28-03-2021
18x znaleziona
0x nieznaleziona
1 komentarze
watchers 2 obserwatorów
41 odwiedzających
15 x oceniona
Oceniona jako: znakomita
9 x rekomendowana
Skrzynka rekomendowana przez: bodziu79, Burzyki, Ciachol, ladybird78, marass1111, misiowa, rimmer27, ronja, Tomril
Musisz się zalogować,
aby zobaczyć współrzędne oraz
mapę lokalizacji skrzynki
Atrybuty skrzynki

Skrzynka niebezpieczna  Szybka skrzynka  Weź coś do pisania  Dostępna tylko pieszo 

Zapoznaj się z opisem atrybutów OC.
Opis PL

 

Marian swoimi przygodami zapoczątkował wiele nowych trendów. Część z nich niezbyt nadaje się do kultywowania, inne wciąż są atrakcyjne dla potencjalnych naśladowców, jeszcze inne przeszły metamorfozy, które pozwoliły jako tako funkcjonować im w realu. Kto by pomyślał, że chłopak będzie wspominany w szkołach jako ten, który wpłynął na powstanie zielonych szkół? Ze szkołami Marianowi nie zawsze było po drodze. Jego pojawienie się w nowej skutkowało nagłymi odejściami nauczycieli, uszczerbkiem dla uczniów i okolicznego inwentarza, szkodami niczym po przejściu huraganu. Obowiązek szkolny zmuszał obie strony do kontaktów, które w najlepszym razie kończyły się szybkim przeniesieniem Mariana na tyle daleko, by nie dał rady wrócić. A Marian chętnie wracał. Nie pomagały nocne warty, siatki kapusiów, psy spuszczone z uwięzi. Edukacja to siła, potęga, cały system, który był niczym w obliczu marianowej inwencji i umiejętności stosowania różnorodnych metod zemsty (także z zastosowaniem czerwonego kura). Dzieciak z natury był zły do szpiku kości - twierdzili stateczni obywatele (na psychologii znali się jak przysłowiowa świnia na gwiazdach). Wystarczyło, by zainteresowali się początkami jego życia, a nie bezdusznie gnębili. Marian urodził się nagle, na łące, z szyją owiniętą pępowiną. Łąka była zielona, dzieciak też, z delikatnym już sino-granatowym odcieniem. Jeszcze chwila, a byłoby po zawodach. Oszołomiona sytuacją matka (na szczęście) w jakimś przebłysku świadomości przegryzła i odwinęła pępowinę. Odtąd każde ograniczenie jego swobody kojarzyło mu się jednoznacznie z porodem i opresją, z którą trzeba było walczyć. Szkoła idealnie pasowała do obrazu. Każdą z nich Marian zostawiał na pastwę losu, a ten nie zwlekał z dokończeniem dzieła zniszczenia. Budynki ulegały dewastacji, przyroda wkraczała do środka. Zieleń rosła wszędzie, gdzie tylko mogła. Był wzorem dla wszystkich dzieciaków, którym marzyła się zielona łąka, pójście na wagary, nieograniczona niczym wolność, jabłka u księdza w ogrodzie, itp. Negatywny wpływ roznosił się jak pyłki na wiosnę – szybko i wszędzie. Marian był zręcznym manipulatorem. Kujonami się nie przejmował, nie byli jego targetem. Motłoch był jego żywiołem. Ciągnął go za sobą, niczym Wolność wiodąca lud na barykady. Uwodził mirażami, kusił nieskrępowaną beztroską. Nie inaczej było w Zaszczytowie. Wiejskie życie u babci na wakacjach miało swoje delikatne uroki, generalnie jednak niczym nie pociągało. Trochę przygód, jakieś wpadki wynikające ze średniego zrozumienia specyfiki wsi, zatargi z miejscowymi chłopakami, poza tym raczej nuda. W jaki sposób poznał dawną nazwę Zaszczytowa i jak skojarzył z historią nie wie nikt. Saratoga, bitwa pod Saratogą, partyzanckie działania, klęska przeciwnika, wygrana wolności! W duszy mu grało, serce rosło. Pozostało tylko znaleźć wroga. Szkoła była idealnym wyzwaniem. Latem funkcjonowała w niej prowizoryczna świetlica, gdzie zaganiano małolaty, by nie pałętały się w gospodarstwach pod nogami. Było nudno. Nauczyciel musiał siedzieć z matołami, zamiast pojechać na kolonie, albo pójść do jakiejś roboty i dorobić coś więcej. Minimalizował więc aktywność do systemu marchewki i kija, z przewagą tego drugiego. Dzieciaki w duchu szykowały zemstę, tylko brakowało wodza. Marian jak Lenin – znakomicie wyczuł nastroje i ruszył z pracą u podstaw. Przelał dzieciakom swoje doświadczenia, wyprał mózgi, zademonstrował wyższość wolności nad niewolą, poszczuł jednych na drugich, przekonał że to ich własne poglądy, a potem samo poszło. Szkoła w zastraszającym tempie niszczała. Katastrofy nie omijały jej. A to parkiet w sali gimnastycznej zalało, szyby powybijało, wyrwało muszle w ubikacjach. Ogień sam się pojawiał, a instalacja ppoż dziwnym trafem psuła się. Ginęły pomoce naukowe, coś kradło posadzkę. Ławki częściej można było zobaczyć porąbane w zagrodach, niż stojące w klasach. W kuchni grasowały szczury, centralne nie działało. Dzieciaki przychodziły na lekcje z zaciętymi minami, by opuszczać szkołę z mefistofelesowym uśmiechem. Dzieło zniszczenia było szybsze, niż postęp geometryczny. Partyzantka była ich żywiołem, Marian idolem, zielony kolorem nadziei. Zawołanie „Zielona szkoła” napędzało działanie. Na nic zdały się represje i próby pedagogicznego rozwiązania kryzysu. Małe diabły nie brały jeńców. Ówczesna nauka nie stała na zbyt wysokim poziomie, na wsi szczególnie. Kadra też zbyt lotna nie była. A szkoda, bo gdyby chociaż historyk pogrzebał w dostępnych na wieczorowych kursach lekturach, to by wiedział, że kolor zielony był w średniowieczu symbolem szatana, nadchodzącej katastrofy i wszechobecnego zła. Marian od małego  był wcielonym diabełkiem, dzieciaki szybko mu dorównały. W starciu z przeznaczeniem szkoła poległa. Nie minął rok, a na wiosnę porosły ją chaszcze. Kolejna buda stała się zieloną szkołą! Ich liczba rosła za sprawą Mariana tak szybko, że w końcu problem zauważono w MEN. Wtedy jakiś stary belfer, taki z okularami w drucianych oprawkach i z kozią bródką, chodzący w prześmiesznym surduciku powiązał zieleń z kolorem harmonii i natury, potrzebą kontaktów z bliskimi i miłością do przyrody. Ten miłośnik szwedzkiej gimnastyki w wykonaniu Wandervogel wpadł na szatański pomysł, by wywozić dzieciaki na łono natury, by tam w spartańskich warunkach znajdowały ujście dla swoich emocji. Czas pokazał, że pomysł może się sprawdzić. Metodologicznie przyłożono się do poprawy działań. W odkrywczym uniesieniu nie zauważono tylko, że Marian już był starszy i realizował się w zupełnie innych tematach. Pozostały po nim zielone szkoły - takie, jak ta w Saratodze i spora grupka niedouczonych klientów pomocy społecznej. A wiele lat później zielony kolor wrócił ze zdwojoną siłą i w zupełnie innym kontekście, ale z małym wspólnym mianownikiem – brodaci z natury nie lubili szkół, szczególnie koedukacyjnych. Jedynie te religijne mogły istnieć. Ale to już inna historia.

 

Kesz założony wspólnie z ronją. Prosimy o dyskrecję i rozsądek w eksploracji. Szczegóły w podpowiedzi kodowanej.

Dodatkowe informacje
Musisz być zalogowany, aby zobaczyć dodatkowe informacje.
Wpisy do logu: znaleziona 18x nieznaleziona 0x komentarz 1x Wszystkie wpisy