Południe 20 maja 1937 roku - nad Poznaniem szalała potężna burza.
Godzina 15:50 - jeden z piorunów uderzył w zbiornik ze spirytusem, znajdujący się na terenie "Akwawitu" - to wydarzenie rozpętało piekło.
W mieście zawyły syreny.
Zbiornik, w który uderzył piorun, mieścił dwa miliony litrów 91-procentowego spirytusu. Momentalnie zapłonął.
W niebo wyrzucane były wysokie języki niebieskiego ognia. Świadkowie pożaru mówili o płomieniach wysokich na 50 metrów.
Na miejsce ściągani byli strażacy z Poznania i okolic. W sumie 80 osób. Próbowali stłumić pożar wodą podawaną z 30 węży strażackich.
W pierwszych chwilach najważniejsze było obronienie przed pożarem kolejnych trzech zbiorników, w których łącznie znajdowało się 8 mln litrów spirytusu. Gdyby ten się rozlał, w ogniu stanęłyby prawdopodobnie kamienice przy ul. Św. Wojciecha, a poważnie zagrożony byłby również kościół.
Tuż za murem były obory pełne bydła przeznaczonego na rzeź. W pewnym momencie rozżarzone do białości blachy zbiornika pękły i paląca się ciecz zaczęła spływać po stoku w dół ku zabudowaniom rzeźni.
Ryk przerażonych zwierząt potęgował grozę. Sytuacja była krytyczna - wspominał w swojej książce Władysław Czarnecki.
Pracownikom rzeźni udało się ewakuować bydło. Strażacy gasili ofiarnie ogień od strony ul. Bóżniczej i Północnej za pomocą 30 węży.
Do akcji ratunkowej włączyli się też żołnierze z kompanii telegraficznej stacjonującej na Cytadeli i saperzy z ul. Rolnej. Ci ostatni zabrali się za kopanie rowów i zasypywanie ziemią źródeł ognia.
Dzięki zaangażowaniu wojska udało się ocalić budynek rzeźni. Żołnierze skanalizowali płonący spirytus, kopiąc łopatami i kilofami rów w brukowanej jezdni, do którego spływała paląca się ciecz. Tory znajdujące się przy zakładzie powyginały się jak harmonijki.
Wikariusze, słysząc huk eksplozji, wybiegli nieubrani na cmentarz, przekonani, że płonie świątynia. Zgromadzone na cmentarzu kościelnym dzieci, które przybyły na próbę sypania kwiatów podczas uroczystości Bożego Ciała, rzuciły się w panicznej ucieczce do kościoła, spazmując w nim i mdlejąc - pisał "Kurjer Poznański".
Proboszcz parafii - ks. Narcyz Putz, długo się nie zastanawiając, zdecydował o ewakuacji Najświętszego Sakramentu. - Gdyby wybuchnął drugi zbiornik, zawierający przeszło 3 miliony litrów spirytusu, kościół spłonąłby doszczętnie - mówił "Kurjerowi".
Płynny ogień zalał także pobliskie zakłady graficzne Putiatyckiego. Pracownicy firmy uciekli z niej w panice drzwiami i oknami.
Właściciel zakładu wraz z synem wybiegli na dziedziniec, próbując ratować się ucieczką samochodem. Od płonącego wszędzie spirytusu zapaliły się jednak koła auta. Putiatyccy musieli salwować się ucieczką przed wybuchem zbiornika z benzyną. Syn Putiatyckiego zapłacił za to spalonymi nogawkami spodni.
Na szczęście w tej katastrofie nikt nie zginął.
Skrytka znajduje się w miejscu, z którego widać dawne budynki "Akwawitu". Jeśli chcesz zobaczyć więcej, możesz przejść się na ulicę "Podgórze" - to bardzo blisko. Tam na końcu skręć w prawo, przejdź obok szlabanu, dojdź do końca i wejdź na parking. Niestety tam jest teren prywatny więc nie mogłem umieścić tam skrytki, ale przyjść i popatrzeć nikt wam nie zabroni. Gdy już dojdziecie, waszym oczom ukażą się także ciekawe graffitizdjęcia z tego miejsca możecie zobaczyć tutaj: https://imgur.com/a/HoB1k
Skrytka należy do "PSA" - czyli Poznańskich Skrytek Alkoholowych, serii mającej na celu pokazanie miejsc oraz historii związanych z przemysłem alkoholowym w Poznaniu.
źródła:
https://www.tvn24.pl/poznan,43/poznan-w-dawnej-fabryce-akwawitu-powstanie-kompleks-manufaktura,652387.html
https://pl.wikipedia.org/wiki/Po%C5%BCar_Akwawitu_w_Poznaniu
http://poznan.wyborcza.pl/poznan/7,109268,21866573,blysnelo-swisnelo-i-sie-zapalilo-to-byl-najwiekszy-pozar.html
http://poznanmojemiasto.com/pozar-w-zakladach-spirytusowych-akwawit-ulica-boznicza/
zdjęcia:
Narodowe Archiwum Cyfrowe