Imponujący głaz narzutowy „Zaklęta Karczma” został przed tysiącami lat podrzucony przez skandynawski lądolód między Margoninem a wsią Próchnowo, po lewej stronie dzisiejszej drogi Chodzież–Wągrowiec. Skała o pofałdowanym, nieregularnym kształcie wnosi się na wysokość 2 m ponad ziemię i ma 12 m obwodzie. Większa jej część spoczywa pod ziemią.
Na głazie widnieje napis: "Na pamiątkę matki mojej Antoniny z Garczyńskich hr. Skórzewskiej - Heliodor hr. Skórzewski Roku Chrystusowego 1827"
Głaz zyskał miano „Zaklętej Karczmy” z powodu legend, które krążą o tym miejscu.
Ponoć niegdyś na miejscu kamienia stała karczma. Pewnego razu w lecie, gdy pobożni chłopi spieszyli się na nabożeństwo niedzielne do Margonina, niewinni obrzucani zostali niechrześcijańskimi wyzwiskami przez rozbawionych i podchmielonych wyrostków, którzy wylegli z karczmy. Podczas gdy nabożni wieśniacy modlili się, rozhukana młodzież tańczyła, głośno przytupując nogami, bawiła się i piła na umór. Gdy odezwały się dzwony kościelne na podniesienie, zerwał się nagle gwałtowny huragan, a piorun uderzył w karczmę zamieniając ją i rozbawiony tłum wyrostków w potężny głaz.
Inna wersja legendy podaje, że pewnego razu spieszył do chorego kapłan z pociechą religijną, a była wtedy deszczowa pogoda. Zmęczony drogą i przemoczony spoczął na chwilę pod karczmą. Bezbożni goście nie chcieli go wpuścić do karczmy, gdzie chciał się trochę ogrzać, bo ziąb był na dworze. Obrzucili kapłana wyzwiskami, a gdy ten oddalił się kilka kroków od karczmy wtedy piorun uderzył w nią. Na tym miejscu nie było już karczmy, pozostał tylko ogromny głaz.
Trzecia legenda o "Zaklętej karczmie" nosi znamiona historyczne. Głosi, że pewnego dnia wybrał się św. Wojciech wozem z Gniezna na odpust do Margonina. Droga jego wiodła przez Wągrowiec, Żoń i Próchnowo. Dowiedzieli się o tej podróży bogatego biskupa zbójcy, którzy w tej okolicy grasowali. Postanowili napaść na biskupa i go ograbić. W tym celu w lesie zatarasowali wąską drogę potężnym głazem i ukryli się na czatach w zaroślach. Niebawem nadjeżdża Wojciech ze swoją świtą. Wóz jego musiał się zatrzymać przed wielkim kamieniem. Nie sposób go było ominąć. W orszaku biskupa był pewien rycerz, siłacz słusznej postawy, a wołano go Ofelio. Podszedł on do głazu, objął go ramionami i odrzucił z taką siłą, że aż zaświstało ponad drzewami. Kamień upadł w znacznej odległości od drogi w polu, gdzie do dziś się znajduje. Przerażeni tym zbójcy wyszli z ukrycia i prosili biskupa o przebaczenie, co ten z pobożności wielkiej jako swym braciom zadość uczynił. Na pamiątkę tego zdarzenia miejscowość nazwano Ofelia, a kamień odtąd uważano za zaczarowany.
/Źródło: Ludwik Gomolec; Historia Margonina; 1963/
Dodatkową atrakcją tego miejsca jest rozległy widok na największą w Polsce farmę wiatrową.
I ciekawostka: ponoć po drugiej stronie szosy, metr pod ziemią znaleziono jeszcze większy kamień, który jest ułożony płasko, poziomo. Jednak, jak na razie nie ma szans, by go wydobyć.
Kesz
Dojście/dojazd do widocznego z drogi głazu prowadzi polną drogą, a następnie alejką dzielącą sąsiadujące pola. Kesz to mała skrzynka ukryta obok głazu w typowym keszerskim miejscu, do jej podjęcia wymagane będą długie ręceW środku logbook, ołówek, kilka fantów na wymianę oraz minicertyfikaty (3+5).