Skrzynka o charakterze eksploracyjnym
W 1906 r. warszawski psychiatra Adam Wizel, wybitny neurolog i działacz społeczny Samuel Goldflam oraz Ludwik Bregman, również ceniony neurolog, autor podręcznika „Diagnostyka chorób nerwowych”, wraz z inżynierem Adolfem Weisblatem, budowniczym lubelskich wodociągów, założyli Towarzystwo Opieki nad Ubogimi, Nerwowo i Umysłowo Chorymi Żydami. Rok później, dzięki darowiźnie Zofii Endelmanowej, kupili w Otwocku prawie 17 ha ziemi, blisko dwa km na południowy wschód od stacji kolejowej. W 1908 r. zbudowano pierwszy, piętrowy pawilon sanatorium dla nerwowo i umysłowo chorych Żydów. W 1910 r. powstał kolejny – dla kobiet, a w 1926 r. dobudowano jeszcze jeden. W 1935 r. był to już duży zakład, na 275 łóżek. Do Zofiówki, zawdzięczającej swą nazwę imieniu fundatorki, trafiali niezamożni w większości Żydzi, których leczono bezpłatnie. Utrzymanie pewnej, niewielkiej liczby chorych, finansowały ich rodziny, lub gminy prowincji, z których pochodzili pacjenci.
Leczenie schorzeń nerwowych i psychicznych w podobnych zakładach było wówczas nowością. W 1900 r. w Niemczech powstała pierwsza tego typu placówka w Europie – mieściła się w Zehlendorf pod Berlinem. W otwockim sanatorium stawiano na przywrócenie pacjentów społeczeństwu, a ważnym elementem terapii była praca/.../
/.../W 1940 r. w okupowanym przez Niemców Otwocku, zgodnie z zarządzeniem Kreishauptmanna Powiatu Warszawskiego, dr. Rupprechta, utworzono getto. W obrębie jednej z trzech jego części, tzw. kuracyjnej, znalazła się Zofiówka. Podczas likwidacji całej dzielnicy żydowskiej, w sierpniu 1942 r., pacjentów i część personelu Zofiówki wymordowano, nieliczni pracownicy, wraz z mieszkańcami pozostałych części getta, zostali wywiezieni do obozu zagłady w Treblince, a kilkoro lekarzy odebrało sobie życie, zażywając truciznę. Calek Perechodnik, żydowski policjant z getta, który w nadziei na ocalenie swojej rodziny pomagał Niemcom podczas krwawej akcji w otwockim getcie, wspominał w swym pamiętniku o przecieku informacji na temat przygotowań do kaźni. Informacja wyszła od polskiego policjanta: „przodownik Pietraś zawiadomił zarząd szpitala „Zofiówka”, wskutek czego kilka osób się uratowało, kilka zaś nie mając możności ratunku ani też energii żeby mimo wszystko próbować się ratować, tej samej nocy popełniło samobójstwo, przez użycie cyjankali.” Jednym z lekarzy, którzy popełnili samobójstwo, był ówczesny kierownik sanatorium, Włodzimierz Kaufman/.../
"W czasie mordowania żydów otwockich-pensjonariuszy żydowskiego sanatorium gruźliczego "Zofiówka" - personel lekarski sanatorium wykazał godny pamięci, bohaterski hart charakterów. Lekarze pomagali chorym w wyjściu na zaimprowizowany plac straceń, podtrzymując ich, dodając odwagi. Gdy prawie wszystkich chorych wystrzelano, a garstkę wtłoczono do wagonów, wszyscy lekarze popełnili samobójstwo przez zażycie cyjanku potasu".
/.../Po wojnie, aż do połowy lat 80. leczono w Zofiówce gruźlicę. Sanatorium nosiło wówczas imię Stefana Okrzei (od 1956 r.), przyjmowało z początku młodzież, a od 1968 r. – dorosłych. W 1985 r. szpital powrócił do pierwotnej nazwy i znów zaczęto leczyć tu schorzenia neuropsychiatryczne, ale pacjentami były głównie dzieci. Funkcjonował oddział dla dzieci z zaburzeniami neuropsychiatrycznymi, dla młodzieży uzależnionej od środków odurzających i dla dorosłych chorych psychicznie. Taką strukturę zakładu opisywał jeszcze w 1994 r./.../
Fragmenty tekstu, za:
Linia Otwocka, artykuł autorstwa P. Bogusza
Inne portale
Akcja ta była także nazywana "eutanazją" osób upośledzonych – stąd skrót E-Aktion, natomiast szerzej znany skrót T4 pochodzi od adresu biura tego przedsięwzięcia mieszczącego się w Berlinie przy Tiergartenstraße 4
za: wikipedia.org
Na temat szpitala jak widać można mówić wiele. Można powiedzieć, że historie o nawiedzeniach obiektu, mają pewną podstawę w tragedii pensjonariuszy oraz personelu. Starsi mieszkańcy mówią o specjalnych pacjenach których należało izolować. Jedni mówili o obłąkaniu, inni o opętaniu. Wszyscy byli zgodni co do wizyt księdza odprawiającego prawdopodobnie egzorcyzmy w podziemiach szpitala. Z pewnością ktoś czci pamięć ludzi, w trakcie eksploracji znaleźliśmy w podziemiach znicze, ustawione w sensowny sposób a nie jak w różnych innych miejscach porozstawiane po całym budynku.
Samochodem można podjechać praktycznie pod sam budynek. Nie ma specjalnych wskazań co do ubioru. Wskazane jest zabranie latarek, szczególnie jeśli chcecie zwiedzić piwnice. Wskazana jest ostrożność w poruszaniu się po obiekcie - brak jest poręczy, barier, część konstrukcji drewnianych nie nie budzi ufności (dotyczy szczytu jednego ze skrzydeł, gdzie ostały się pozostałości drewnianego szczytu - raczej niedostępne, ale może znajdzie się ktoś odważny inaczej). Lokalizacja jest bardzo rozległa - sądzę że szperacze nie będą zawiedzeni. Dodatkowo, poza budynkiem głównym, można odwiedzić okoliczne zabudowania (kaplica, choć nie wiem czy jeszcze istnieje, inny budynek o nieznanym przeznaczeniu (wejście przez dziurę wybitą w jednym z zamurowanych okien)). Spędziłem tam prawie 1,5 godziny, starając się zwiedzić cały obiekt a potem dom stojący opodal.
By znaleźć skrzynkę, trzeba odszukać schody do nikąd, znajdujące się na jednym ze zdjęć. Po ich odszukaniu, sądzę, że reszta pozostanie jasna.
Skrzynka niedostępna przy oblodzeniu lub po opadach śniegu
Skrzynkę można znaleźć bez GPSu
Ze względu na niewiele jednak mówiące zdjęcia, oraz skromą podpowiedź (a, co? ma być łatwo?) stopień trudności zadania 3. Ze względu na niebezpieczeństwo upadku z wysokości 1 piętra lub wypadnięcia przez okno, zwiększone zimą - stopień trudności terenu - 3,5.
Należy uważać na:
- wysokości i brak zabezpieczeń
- paintball'owców i softgun'owców
- komary
- ciemności
- zjawiska paranormalne
- nietoperze
p.s. - jeszcze w 2004 roku, klatka schodowa widoczna na jednym ze zdjęć była oszklona, a nad środkowym blokiem był jeszcze dach. Budynek został zdewastowany w ciągu ostatnich lat przez