Dzień zapowiadał się wcale niewesoło.
Przede wszystkim było pranie. I to nawet wielkie pranie!
Z korytarzyka przy kuchni buchała na podwórze para i zapach mydlin. Już to jedno może przyprawić każdego psa o mdłości.
Ale nie dosyć na tym.
Najgorsze było to, że kiedy Katarzyna stała przy balii, broń
Boże było pokazać się jej na oczy. O byle drobiazg zaraz gwałt awantura, wymysły.
Ba, i mokrą bielizną można było jak nic oberwać po grzbiecie.
Na podwórzu też nie działo się nic ciekawego. Nie było na czym oka zaczepić.
– Na co tu patrzeć? Kury? Kto by się tam nimi interesował?
Kaczki? Jeszcze gorzej! Tapla się to w najbardziej mokrych miejscach i zjada takie paskudztwa, których nawet najbardziej znudzony pies nie powącha.
Trafiały się od czasu do czasu wróble, to prawda. Ale Pucek wyrósł już z tego wieku, kiedy się poluje na wróble. Niech się
za nimi ugania Bursztyn, jeśli po temu ma ochotę. Choć tego upędzania się za wróblami nie mógł on Bursztynowi darować.
Właśnie jakiś wróbli amator pokazał się na podwórzu. Bursztyn wyrwał się za nim.
– Bursztyn! – krzyknął na niego Puc. – Nie mówiłem ci to, żebyś wróbli nie ganiał?
– Dlaczego? zawołał Bursztyńsio, który coraz mniej słuchał Puca.
– On się pyta! – obruszył się Puc. – Nie wypada, i już. Zresztą ja ci to mówię.
– Wiele sobie z tego robię! – odburknął Bursztyńsio i nużharcować za wróblem.
A wróbel, niecnota, jakby się umyślnie droczył z psem. Frunie kilka kroków i siada na ziemi. Czeka. Bursztyn do niego.
A wróbel frrrru! Zakręci się w górę i znów pada na ziemię.
Bursztyńsio upędza się po całym podwórzu, tu, tam. Zziajał się, zmęczył.
Najchętniej byłby odstąpił od polowania, ale mu było przed Puckiem wstyd. Skoczył więc jeszcze raz w górę, jak mógł najwyżej.
Już miał prawie wróbla w zębach. Lecz tylko prawie. Za to
naprawdę miał dobrego guza na łepetynie. Bo spadając, łupnął głową w pieniek do rąbania drzewa.
– Smarkacz! Szczeniak! – burczał pod nosem Pucunio.
– Wychowuję to, staram się, żeby na porządnego psa wyrosło. I zawsze temu Bursztynowi szczenięce figle w głowie. Weźmiesz ty ode mnie porządne wnyki za te wróble! warknął do Bursztynka groźnie.
– A co mam robić? spytał Bursztyn, oczochrawszy się z resztek wiórów.
– Dobry sobie! A co robi przyzwoity pies w taki upał? Szuka keszy.
– A dlaczego ty nie szukasz keszy?
– Bo muszę uważać na ciebie – odciął się Puc.