Dwór w Rzeczkowie, którego parter można bez problemu zwiedzać (opuszczony), powstał prawdopodobnie pod koniec XIX wieku, jako własność Aleksandra Wierzbickiego. Spłonął on podczas pierwszej wojny światowej, przetrwała tylko jego część, w 1927 dobudowano obok drugą, jednak w zupełnie innej formie. Wówczas dwór należał już do Waldemara Kozłowskiego. Był on też właścicielem pobliskiej cegielni, budynek z kominem w głębi terenu gospodarczego to prawdopodobnie miejsce ich wypalania. Więcej o historii majątku można przeczytać tutaj.
Myszkując z Meteorem tu i tam znaleźliśmy stary list przybliżający życie we dworze. Oto i jego treść:
Twoja kochana Klara śle Ci jak zwykle moc całusów i zapytuje o zdrowie papcia i te francuskie rękawiczki, co mi je papcio obiecał kupić na Marszałkowskiej i umyślnym do naszego Rzeczkowa przysłać.
W swoim liście papcio pyta, co u nas. Jak to na wsi, papciu, moc roboty.
Tak jak papcio sobie życzył, nastawiliśmy wino według tej starej węgierskiej receptury, ino że winogrona latoś marne były, tośmy dorzucili porzeczki bo większa była od winogron, przez to wino nie wyszło węgierskie, a mazowieckie i do tego tanie, dokładnie takie jakie w Warce rozlewają.
Moje kury niosą się doskonale, odkąd dolewam im do wody papcinego wina. Zeszłej soboty, na powiatowej wystawie kur rasowych Gdachna zdobyła złoty medal w biegu po glizdę, a Pierzastka wygrała skok na płot. Niestety mamuś się pochorowała, znowu ma globusa, narzeka, że to przez moje kury i że się zaraziła od nich ptasią grypą. Kalumnie! Toć jedna zdrowsza od drugiej, a Kwoklinda, ta co ją wstążkami jedwabnymi stroję, same pisanki wysiaduje! Mamusia jak zwykle desperuje, na dodatek kurom leki podbiera i sama zjada. Toć otruć się może! Gdyby papcio był tak dobry i do moich rękawiczek dołączył te pigułki na maminą głowę, co ostatnio, dozgonnie wdzięczna będę, jako i kury moje.
Panna Klara na Rzeczkowie
Po znalezieniu pojemnika właściwego (w pobliżu jest reper), udajecie się do kurnika po pojemnik z hasłem (hasło jest w ramce).