Brochów kojarzący się większości ludziom - którym ta nazwa w ogóle coś mówi – z miejscem chrztu Chopina, w 1915r. został właściwie starty z powierzchni ziemi. Opis miejscowości w Kurierze Warszawskim z września 1915r. uzmysławia skalę zniszczeń i beznadziejność losu tutejszych mieszkańców. W pewnym oddaleniu od Brochowa na skraju dawnej żwirowni, znajduje się zbiorowa mogiła z tamtego czasu. To prostokątny, dwupoziomowy kopiec. Byłby kompletnie niezauważalny, gdyby nie krzyż postawiony tam w 2003r. przez sochaczewskich harcerzy. Po środku mogiły pochowani są podobno Rosjanie - na zewnątrz Niemcy i Austriacy. Według lokalnych przekazów ma to symbolizować wzięcie Rosjan do niewoli. Jeśli chcesz zobaczyć to miejsce, a przyjedziesz samochodem - zostaw go przy drodze obok słupa energetycznego (kordy: N52 18.426 E20 16.288), a potem idź krętą ścieżką, odchodzącą na zachód (patrz plan).
A co do samego kesza to podane współrzędne, nie wskazują miejsca jego ukrycia, a jedynie tytułowy cmentarz wojenny, a właściwie mogiłę. Miejscowe przekazy mówią coś o skrzynce zakopanej gdzieś, przez jakiegoś Polaka z nieznanej organizacji spiskowej. W sieci można znaleźć opis, który mógłby pasować do wspomnianej „legendy” (poniżej). Mało tego. Podobno podczas remontu pałacu Lasockich znaleziono wspomnianą w opowieści kartę pocztową! Ale nie biorę żadnej odpowiedzialności za prawdziwość tych sensacji, więc robisz to na własne ryzyko.
Teraz pozostało mu jeszcze wysłać wiadomość o tym, gdzie ukrył skrzynkę. Kiedy zimą paliły się dworskie budynki, poparzył prawą rękę tak, że trudno szło mu reperowanie czegokolwiek, szycie, cerowanie, no i pisanie. Pisać nie musiał prawie wcale, ale roboty we dworze było co niemiara, bo wszystko posieczone odłamkami, nadpalone albo i całkiem spopielone.
Żeby nie wzbudzać podejrzeń, ustalili, że wiadomość napisze na zwykłej atkrytce. Przysunął się bliżej okna. Na kolanach położył drzwiczki od pałacowego kredensu, a na nich kartkę. Zaczął zaciskać w pieść prawą dłoń i powoli ją otwierać. Chuchnął na nią kilka razy, jakby wierząc, że to ułatwi mu pisanie. Wiedział, że najważniejsze będą pierwsze litery, więc ze skupieniem zaczął pisać. Pisał koślawo. A pierwsza linijka pokazała, że lata rusyfikacji zrobiły swoje. Przerwał na chwilę, żeby rozmasować dłoń, ale że szybko zmierzchało, wrócił do pisania. Chciał wszystko napisać od razu, bo wczesnym rankiem musiał pójść dziesięć wiorst do Sochaczewa, żeby wysłać wiadomość. Tu poczty nie było. Tu nie było już niczego. Posiadłość pana Lasockiego - zrujnowana. Kościół – rozbity i zamieniony w wojskowa stajnię. Chałupy popalone tak, że po niektórych nawet kominy nie ostały. Nawet ziemia była jak w szramach - od transzei, okopów, lejów po pociskach armatnich. Jeno figura świętego Rocha jakimś cudownym zrządzeniem ocalała, choć poraniona okrutnie. Dla miejscowych była znakiem od Boga. Wiele razy widział jak do Boga wznosili przy niej modlitwy i śpiewali pobożne pieśni. Podświadomie czuł, że pomimo wszystkiego święty będzie stał w tym miejscu kolejne sto lat.
Miał przez chwilę chęć podpisać wiadomość tak jak lubił –„AS” – od pierwszych liter imienia i nazwiska. Trochę to szczeniackie i pozostali mogli by pomyśleć, że się wywyższa. A tego nie warto było robić. Nie trzeba było im zadrażnień. I tak było ich coraz mniej, bo achrany było coraz więcej. Ostatecznie podpisał po prostu imieniem. W tych nieprzewidywalnych czasach data zapisana na krawędzi, nie miała większego znaczenia, bo nie mówiła nic o tym, kiedy list może trafić do adresata. Przy ostatku światła, mozolnie niemal wydrapał ostatnie litery adresu.
Pod kamieniem. Nie wykopuj – odkręć zakrętkę i wyjmij. W strunówce z logbookiem znajduje się kod do skrzynki finałowej – zapisz go, jeśli chcesz o nią walczyć!
Powodzenia!
Geo-rge
[Dżordż]