Bil Iwent, bo o nim będzie ta historia, to młody chłopak urodzony w mieście Bilardhouse gdzieś na dzikim Podlasiu. Bil pochodził ze starej rodziny browarników. Matka- Orange Full i ojciec Red Full prowadzili mały browar gdzieś na skraju Puszczy Knyszyńskiej. Wiodło się im dobrze, interes kwitł w najlepsze, a ojciec Bila, starał się przekazać browarniczą tradycję synowi. Ten jednak od złotego trunku bardziej cenił sobie dziadkowe specjały. Co tu się dziwić, dziadek Brown Full, wytwarzał trunek, który znany był w całym Podlasiu jako „duch puszczy” lub jak kto wolał Black Full. Skąd jednak jego nazwa? Black- bo po wypiciu jednym haustem szklanicy tego trunku od razu robiło się ciemno przed oczami. Full- tego już nie trzeba chyba tłumaczyć, ale dla sprecyzowania dodam, że to od nazwiska twórcy.
Pewnego styczniowego weekendu brat Bila- Green Full- zorganizował przyjęcie rodzinne z okazji swoich urodzin. Zjechała się na nie cała rodzina. Poczynając od dziadka Bila, wspomnianego wcześniej Brown Full, który ze względu na swoją profesję większość swego życia spędza w głębi puszczańskich lasów. Poprzez starszego brata, Blue Full- włóczęgę, łajzę, obiboka, można by użyć jeszcze innych epitetów, ale żaden z nich nie był by na tyle dosadny by opisać jego osobę. Potem jeszcze ciotki, wujkowie i cioteczne czy też stryjeczne rodzeństwo. Jednym słowem wszyscy.
Jak to w tradycji rodzinnej było, ojciec Bila- Red Full- jako pierwszy przy stole wzniósł toast. Powitał nim całą zgromadzoną rodzinę, no i jeszcze kogoś. Oprócz rodziny, Bil zaprosił także swoją narzeczoną Niebieską Połówkę. To była wymarzona chwila dla nich obojga by obwieścić wszystkim zaręczyny i zaprosić na wesele. Orange Full rzewnie zapłakała- tak to już jest z matkami. Uściskała swoją przyszła synową i nie czekając na koniec toastu wypiła duszkiem szklanice ducha puszczy. No co innego się mogło teraz stać? Zakręciło jej się w głowie jak nigdy dotąd, przed oczami zrobiło się ciemno, a język nie mógł powiedzieć ni słowa. Dobrze, że obok siedział Blue Full, która szybko schwycił matkę pod ramię i posadził ją na krześle. Green Full tylko zaśmiał się w głos i rzekł „na zdrowie narzeczonym” czym zakończył toast.
Impreza trwała do białego rana. Wszyscy bawili się wyśmienicie. Tylko matka Bila jakoś miała wyrzuty sumienia. Ale dlaczego? Przecież nie zawsze zdarzają się takie przyjęcia.