- Wot, swołoczi! - zaklął szpetnie po niemiecku Müller, gdy po raz kolejny koło jego stanowiska obserwacyjnego przetoczyła się grupa rozwrzeszczanych dzieciaków na rowerach. Jeszcze chwila i zostanie zdekonspirowany. Rok 2010. Wojna się skończyła, ale jego walka - jeszcze nie. Walczył. Obserwował.
Stirlitz obserwował ten sam punkt.
- Ha! Wywiadowcza skrytka kontaktowa! - pomyślał Müller.
- A wcale że nie, bo to skrzynka geocache! - pomyśłał Stirlitz.
Ale Müller nie wiedział, że Stirlitz wie, że Müller nie wie, że tylko Stirlitz wie że podane koordy są celowo walnięte o równe 40 metrów. Co prawda z daleka było widać dziuplę, blisko kortów, z przybitą tabliczką "Tol'ko dla russkich tajnych szpionow", lecz Müller nie dał się nabrać na takie prostackie prowokacje. Choć komnaty westchnień wyglądały od dawna na opuszczone, czuł że to jest to.
Stirlitz też to czuł nosem, nawet z tej odległości. I to wcale nie było przeczucie. Szybkim, wyszkolonym ruchem agenta wyciągnął za pazuchy czapkę-uszankę czerwonoarmisty, poprawił pepeszę na plecach, minął kryjówkę Müllera i podbiegł do właściwego drzewa. Logbook. Wpis. Jest pierwszy! Rozpierała go duma! Schował kesza na swoje miejsce, po czym nie czyniąc hałasu dobiegł do ukrytego za bramką do piłki nożnej ciężkiego rosyjskiego wozu pancernego, zaryczał silnikiem i z piskiem gąsienic niepostrzeżenie oddalił się w kierunku rosyjskiej ambasady.
- Farciarz z niego - szepnął do siebie Müller - nawet jak złożę o tym meldunek, to nikt mi nie uwierzy. Podszedł do drzewa, wyciągnął skrytkę. Spodziewał się miny-pułapki albo przynajmniej ładunku cyjanku, a tu tylko mordercze mrówki-ludojady. Widać że tresowane w KGB, bo śmiały się z dowcipów o Stalinie. W keszu tylko ołówek i loogbok. Zajrzał. Verdammt! Znów jest drugi. Ale hasło zostawił. Kakij durak' !
Spojrzał na wpis Stirlitza, piękną cyrylicą. "Znaleziono - FTF! I sam jesteś 'durak', Müller!".
- "Das ist ein Problem" - pomyślały mrówki.
Serdeczne podziękowania za reaktywację!