Skrzynka założona w ramach projektu Same Gwiazdkowe Kesze 2020
Oj, niewesoły był ten rok, niewesoły... Wystarczy spojrzeć na zafrasowaną minę czołowego grudniowego roznosiciela... Na targu w Wuhanie Chińczyki zamiast ryb sprzedały światu nie lada dziadostwo. Zapewne dla większości z nas pandemiczny obłęd to nowość, ale wiedzta, że ludzkość już niejeden raz przechodziła najróżniejsze mory. Wspomnijmy jeden z nich.
Jedną z plag, które na przestrzeni wieków nawiedziły okolice Głogowa, była epidemia dżumy w 1709 r., przywleczona ze wschodu i obejmująca swym obszarem także Wielkopolskę. Wiadomo, że zamknięto wówczas bramy miejskie i dokonano wielu innych zabiegów zabezpieczających. Niemniej zaraza dotarła, gdzie miała dotrzeć. Według kronikarskich zapisów śmierć zaczęła zbierać swoje żniwo w niewielkiej miejscowości Słone (niem. Schlein) na zachód od miasta - zanotowano, że źródłem choroby były ponoć ubrania odziedziczone przez mieszkańca wsi po krewnym z Konradowa pod Wschową. Przeniesione w odzieży bakterie spowodowały śmierć 26 mieszkańców wsi - przy życiu pozostały zaledwie 4 osoby.
Nic nie wiadomo natomiast o podobnych wydarzeniach w samym Głogowie. Jednakże los mieszkańców Słonego nie był grodzianom obojętny. Możliwe, że właśnie dlatego władze Głogowa ufundowały około 1711 r. kaplicę morową, która stanęła przy drodze, tuż za mostkiem nad strumieniem Biegnica. W tym miejscu znajdowało się wówczas rozwidlenie dróg.
Kaplica morowa ma kształt rotundy ze stożkowym dachem i została poświęcona męczennikom: św. Fabianowi i św. Sebastianowi, a wewnętrzne tynki ozdobiono freskami Johanna Philippa Kretschmera, najwybitniejszego wówczas głogowskiego malarza. Niestety, budynek kaplicy dostał już trochę w kość, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz - dobrze, że kilka lat temu całość zabezpieczono symbolicznymi (i tymczasowymi, miejmy nadzieję) drzwiami, niekoniecznie hebanowymi.
Możliwe też, iż ślady ówczesnej słońskiej zarazy nosi niewielkie wzgórze znajdujące się pół kilometra na południe od Słonego. Na mapie z połowy XVIII w. widać w tym miejscu wiatrak oraz nazwę „Todten b[erg]”, którą można tłumaczyć jako Góra Śmierci lub Góra Umarłych. Wielce prawdopodobne, że to właśnie tam pogrzebano ofiary dżumy (przykapliczny cmentarz został założony dopiero w 1864 r.). Z czasem wiatrak zniknął, a przy wzgórzu powstała cegielnia, która również już zakończyła swą karierę. Także nazwa wzgórza zatarła się w pamięci lokalsów. Obecnie znajdują się tu gospodarstwa przy drodze do Glinicy i Nielubi. Oto rzeczony fragment owej mapy:
Tyle historii, wracamy do rzeczywistości. Po obejrzeniu kaplicy morowej i niewielkiego cmentarza możemy udać się na współrzędne i podjąć skromniutką bożonarodzeniową skrzyneczkę. Kesz rozmiaru mikro w większym maskowaniu znajduje się poza terenem nekropolii i zawiera wyłącznie logbook. Jeśli masz pecha i na cmentarzu zastaniesz mugolstwo, odpuść poszukiwania, aby nie spalić miejscówki. Całość profesjonalnie zabezpiecz, zapewniając maskowaniu maksymalną deszczoodporność - dziękuję bardzo. Życzę powodzenia i miłych wrażeń.