Dżuma zbliżała się do miasta od południa. Była roznoszona przez szwedzkie bataliony Karola XII, które maszerowały wzdłuż i wszerz Rzeczpospolitej podczas zawieruchy wielkiej wojny północnej. Pierwsze ogniska choroby wybuchły w małopolskim Pińczowie.
Stamtąd mór ruszył w śmiercionośną podróż, zahaczając po drodze o Lwów, Kraków, Warszawę, Poznań i Toruń. Wkrótce miało się okazać, że nie oszczędzi Gdańska oraz Oliwy, w której rok 1709 pozostawił wyjątkową pamiątkę.
Na początku XVIII wieku Oliwa mogła liczyć kilka setek mieszkańców, skupionych głównie w rejonie dzisiejszych ulic opata Jacka Rybińskiego i Starego Rynku Oliwskiego.
Oprócz gospód i chłopskich domostw, w oliwskim krajobrazie można było dostrzec rezydencje gdańskich patrycjuszy przy Polankach, liczne młyny i ciągnące się aż do brzegów morza pola uprawne.
Klasztor był otoczony pierścieniem murów obronnych; aby dostać się do środka, trzeba było przejść przez Wielką Bramę.
Budynek powstał w XIV wieku i jest jednym z najstarszych zabytków Oliwy.
Charakterystyczny, gotycki szczyt schodkowy i zegar słoneczny są częścią oliwskiego krajobrazu już od kilku wieków. Właśnie przez tą bramę do opata i cysterskich mnichów przybywali w gościnę dostojni goście, a wśród nich między innymi królowie polscy – w tym sam Jan III Sobieski i jego małżonka, słynna Marysieńka.
W budynku znajdowała się kaplica poświęcona jednemu z patronów zakonu – św. Bernardowi. Gdy zaraza, która przyszła w 1709 roku od strony Gdańska, zaczęła zbierać swoje żniwo również w Oliwie, przestraszeni cystersi zamknęli bramy klasztoru.
Jednak jedną z ofiar dżumy był proboszcz kościoła św.Jakuba.
Oliwianie w tym ponurym czasie zostali pozbawieni opieki duchownego.
Aby temu zaradzić, jeden z cystersów zgłosił się na ochotnika i ruszył do Wielkiej Bramy, aby tam w kaplicy, pełnić posługę dla mieszkańców wsi. Szybko jednak zaraził się chorobą i zmarł.
Kolejnych kilku mnichów wyruszało w podróż, z której nie mieli wrócić – ostatnich kilku nie zgłosiło się dobrowolnie, ale zostali wylosowani.
Łącznie podczas epidemii dziewięciu mnichów zmarło, a Wielka Brama zyskała nowe, ponure miano – Domu Zarazy.
Od tamtego czasu dużo się zmieniło. W XIX wieku kaplica została zlikwidowana, a budynek został siedzibą wójta oliwskiego. Jednak dzisiaj przechodząc przez ceglaną bramę możemy wspomnieć nie tylko królów, którzy przebywali tą samą drogę, ale również epizod sprzed trzystu lat – i żniwa, która zebrała dżuma w Oliwie.
Na oliwskiej Wielkiej Bramie, zwanej również Domem Zarazy, znajdują się dwa zegary słoneczne, jeden na wschodniej, drugi na południowej ścianie. W literaturze datuje się oba na XVIII wiek, możliwe jednak, że zegary są starsze lub już wcześniej istniały w ich miejscu starsze gnomony.
W podziemiach tej samej Wielkiej Bramy znajdowały się cele dla tych, którzy musieli zostać zatrzymani i osądzeni. Opat przestrzegał przed tolerowaniem we wsiach ludzi parających się czarami – byli oni zrównywani ze złodziejami i zbójcami – i wszystkim groziła kara śmierci. Wiemy z pewnością, że w Oliwie znajdowała się szubienica.
W drugiej połowie XVII wieku kilka kobiet stracono w Oliwie za konszachty z diabłem. Wieśniaczki były oskarżone o intymne stosunki z szatanem i organizowanie sabatów (a przecież w okolicach Oliwy wzgórz nie brakuje). Kobiety zostały ścięte mieczem, a ich szczątki zostały spalone.
Dom Zarazy pełnił również ważną funkcję siedziby oliwskiego wójta. Kiedy w 1772 roku (w wyniku pierwszego rozbioru Rzeczpospolitej) Oliwa została wcielona w granice pruskiej monarchii, wójtów zastąpili nadsołtysi. Na początku XIX wieku na czele Oliwy stał naczelnik, który wraz z dwoma innymi urzędnikami tworzył wiejski sąd.
Mieszkanie urzędnika znajdowało się na piętrze starego budynku. Wybór sołtysa musiał być potwierdzony przez starostę. Dom Zarazy stał się więc Urzędem Gminnym. Sytuacja taka utrzymywała się aż do 1910 roku, kiedy to Urząd przeniesiono do budynku przy ulicy Opata Jacka Rybińskiego 25.
Źródło: atlastrojmijskichosobliwosci.pl
To tyle tytułem historii, tej dawnej. Bo teraz czas na tą ostatnią.
Od lutego, jak tylko założyłam OP tego kesza, Charon mnie ponaglał z publikacją, gdyż
jak mówił - wykorzystaj teraz to, iż tematyka kesza jest jak najbardziej na czasie.
No ale, jak wiadomo, nie wszystko da się tak od razu przygotować.
Dopiero w czerwcu pojechaliśmy ukryć w terenie konstrukcję potrzebną do schowania pojemnika.
A teraz w październiku dopiero pojechałam ukryć 1 etap i włożyć pojemnik z zawartością.
Impulsem, a wręcz kopem do działania było to, co się zadziało w Polsce w ostatnim czasie,
więc naprawdę postanowiłam już dłużej nie zwlekać.
Mamy obecnie zarazę, która opanowała nasz kraj i nie mogę przejść obok tego tak obojętnie.
Już w 1993 roku, a więc 27 lat temu Anja Orthodox - moja idolka ever - wraz z zespołem Closterkeller
śpiewała jakże wymowną piosenkę:
"W moim kraju
W moim kraju
Wieje czarny wiatr
Znów nie moge spać