Osobiście Mariana w Starogardzie nie widziałem. Ale trafiłem na jego ślad rozmawiając z emerytowaną kasjerką naszego dworca. Wymieniając imię Marian twarz jej zrobiła się zacięta i padło jakieś drobne przekleństwo, które pasuje bardziej do ust kobiety niż mężczyzny. Pani Celina nie przypomina rasowej Celiny i raczej nie wyglądała podobnie nawet za młodu. Marian również nigdy nie był Rudym Mundkiem. Jakkolwiek coś musiało być na rzeczy. Pani Celina wspomina, że Marian pojawił się w hallu dworcowym podczas postoju pociągu na stacji z powodu awarii lokomotywy. Mówi, że miał jechać do Warszawy i lecieć do Ameryki robić karierę. Jednak po naprawie skład ruszył bez Mariana. Od tego momentu obcesowy ton wspomnień pani Celiny zanikł, dominować zaczęła nostalgia. Moja rozmówczyni nie powiedziała tego wprost ale zdradziła to jej twarz, a nawet mówiło to całe ciało: “Tak, do dla mnie zrezygnował z raju który czekał go za oceanem”. Historia nie ma jednak happy endu. Marian nie poślubił Celiny, nie został nawet na drugą noc, mimo że bilet na lot do Stanów był już nieważny. Pani Celina jest bezdzietna, opiekuje się nią jej “somsiadka”, nudę leczy oglądaniem kolejnych odcinków telenowel pełnych miłosnych uniesień powodujących wewnętrzne westchnienia.
Wiemy, gdzie spędzili swoje gorące chwile - gdy przeczytali “Otworzyć serca” nie mogli się już zatrzymać mimo zaciągniętych hamulców. Powód bezdzietności Celiny jest gdzieś tam do dziś.
Gdyby ktoś przypadkiem dodatkowo znalazł materiał genetyczny Mariana, to niech sobie nie robi nadziei - to najprawdopodobniej dużo młodszy artefakt...